wtorek, 19 stycznia 2016

Historia o kokoszy

Drodzy, jak wiecie rozpoczął się okres rozliczeniowy. Po pierwsze chciałam Was zachęcić do przekazanie 1 % podatku dochodowego na dowolny cel dobroczynny. Połowa Polaków nadal tego nie robi, zasilając w ten sposób budżet Skarbu Państwa, choć te pieniądze mogłyby by trafić w naprawdę potrzebujące ręce. Niektórzy uważają, że 1% z ich podatku dochodowego to na tyle śmieszne pieniądze, że nie warto się fatygować, aby je przekazać. Nie, to nie są śmieszne pieniądze. Grosz do grosza, a będzie kokosza! To właśnie takie "grosze" zmieniają świat- świat pojedynczych ludzi, którzy potrzebują pomocy, ale też bardziej globalnie- świat w którym jacyś ludzie walczą o realizację jakiejś idei ważnej dla świata. Wspierać można naukę, kulturę, równouprawnienie, wspierać można psy w schroniskach i dostęp do wody pitnej w Somalii. Każdy cel jest ważny. Moje życie również jest ważne, ale nie ważniejsze od życia innych osób, czy od realizacji idei ważnych dla świata. Dlatego jeśli zechcecie przekazać 1% swojego podatku, aby wsparł on moje zdrowie to cudownie, będę Wam wdzięczna! Jeśli będziecie chcieli przekazać 1% podatku dla innej osoby lub organizacji- cudownie, również będę Wam wdzięczna! Wszystko jest ważne, ale najważniejsze jest to, abyście ten 1% podatku gdzieś przekazali. Zróbcie to! Wesprzyjcie to, co jest bliskie Waszemu sercu. Procent do procenta i będzie sto procent :)

                                                   Ściskam Was!

              

wtorek, 5 stycznia 2016

Kochani, pytacie co u mnie, czy żyje i czy mam się dobrze. Pytacie mnie o leczenie. Po ostatnich wynikach badania PET musiałam podjąć z lekarzem decyzję, czy wziąć kolejną chemioterapię albo szukać jakiś nowych terapii, czy dać organizmowi trochę luzu i podejść do tematu asekuracyjnie. Kwestia tego, że po tylu latach leczenia nie ma co rąbać chemią mojego organizmu jak drwal rąbie drewno, bo może przyjść z tego więcej szkody, niż pożytku dla mojego ciała. Wióry by poleciały i moje zdrowie mogłoby polecieć. Na łeb, na szyję. Skonsultowałam pomysł z różnymi lekarzami, którzy łeb mają na karku i podzielili zdanie o sensowności asekuracyjnej opcji.

Przez miesiąc leczyłam się farmakologicznie, a teraz robię różne badania diagnostyczne i laboratoryjne, z których wychodzi na jaw sporo niedomagań mojego organizmu. Cieszy mnie to, bo lepiej wiedzieć co jest nie tak i móc temu przeciwdziałać, niż żyć w błogiej nieświadomości, która po cichu wykańcza organizm. Dzięki Waszej pomocy stać mnie na takie badania, a później na leczenie tego co szwankuje i niedomaga. Wzmacniam mój organizm do walki z chorobą, ale również do walki ze skutkami leczenia onkologicznego, które mam za sobą. Taki oto paradoks, że lecząc się z choroby nowotworowej później trzeba się leczyć ze szkód w organizmie jakie wyrządza leczenie choroby podstawowej.

Żyję z niepokojem o to, co pokaże kolejna tomografia, ale nie gasi to we mnie nadziei. Jeśli lekarz zadecyduje, że potrzebne jednak będzie inwazyjne leczenie, będę na kolejną wojnę lepiej przygotowana.

Dbam o siebie, jestem pod opieką świetnych lekarzy, dobrze się czuję i choć średnio co 3 tygodnie kładzie mnie do łóżka jakieś szkaradne grypsko albo chytra bakteria, to przy osłabionej dotychczasowym leczeniem odporności, jest to po prostu norma.

Wiecie co jest jeszcze normą?
Normalnie jestem wdzięczna i szczęśliwa.
Dziękuję Wam za dobro!