sobota, 11 sierpnia 2012

Winny się tłumaczy


Moi drodzy- jestem Wam winna przeprosiny i kilka słów wyjaśnień. Nie odzywałam się prawie 3 miesiące. W tym czasie mogłam:
a)     Obiec kulę ziemską;
b)    Zwiedzić Księżyc;
c)     Uratować świat przed zagładą;
d)    Wziąć i umrzeć.

Niestety punktów od „a” do „c” nie udało mi się zrealizować a o punkt „d” tylko się otarłam- albo tak mi się wydawało, bo mam bujną wyobraźnię. Ocieranie się o śmierć, to dość popularne zajęcie zarówno w filmach z Brusem Willisem jak i na oddziale hematologii. I choć ocieractwo to zboczenie, to uprawiałam je jawnie a czasem na oczach gapiów, którzy z kolei uprawiali podglądactwo. Jeszcze intensywniej ocierałam się jednak o życie.

W ciągu tych trzech miesięcy wydarzyło się tyle, że część wydarzeń, na które mogłabym poświęcić osobny post muszę zamknąć w krótkim wtrąceniu, gdzieś za linią marginesu. W ciągu tych trzech miesięcy:
a)     Mój pasożyt uodpornił się na podawaną mu chemię;
b)    Okazało się, że badanie per rectum nie jest takie straszne;
c)     Nie umówiłam się z urodziwym listonoszem;
d)    Nauczyłam się w ciągu pięciu sekund zakładać włosy japońskiej produkcji i malować oczy tak, żeby wydawało się, że mam rzęsy;
e)     Poznałam granicę bólu;
f)      Przeszłam dziesiąty poziom w Mario Bros

Nawiązałam również nowe znajomości. Taką szczególnie zapadającą w pamięć osobą była Pani Krysia…

Z Panią Krysią przyszło mi współpracować w ramach integracji międzypokoleniowej. Poznałyśmy się w sali- ja czekałam na wysokodawkowaną chemię przygotowującą mnie do autoprzeszczepu szpiku kostnego, Ona czekała na najgorsze. Pani Krysia jest emerytowaną czarnowidzką, czyta poważne gazety, ogląda Teletubisie i wie lepiej. Czeka nas wspólne dwa tygodnie na oddziale. Obie dostajemy chemię: ja swoją najgorszą w życiu, Pani Krysia najgorszą na świecie.

Chemia, którą przyjmowałam poszerzyła mój horyzont doświadczeń fizjologicznych. W ciągu tych dwóch tygodni dowiedziałam się, co znaczy: zemdleć, ocknąć się by znów zemdleć, płakać z bólu, wyć z bólu, wymiotować żółcią lub tylko udawać, że wymiotuję, bo nie było już czym, więc pozostał tylko odruch. Wiem również jak to jest walnąć głową w umywalkę, czołgać się, tamować krew z nosa, nie jeść kilka dni, spać z miską przy głowie, wiem też jak to jest nie zdążyć do ubikacji i co znaczy chodzić po ścianie. Łazienka staję się świątynią, w której mogę się pomodlić o ulgę i rozpłakać do lustra, jest miejscem fizjologicznych katuszy i jedynym pomieszczeniem, gdzie mogę bez krępacji wpadać w panikę i rozpacz.

Obecność Pani Krysi wcale nie przynosiła mi ulgi. Pani Krysia uznała, że skoro mają jej wypaść włosy to nie będzie ich myła przez cały pobyt i nie opłaca się brać prysznica, bo przecież i tak jej tu nikt nie odwiedza. Mojemu bardzo wrażliwemu podczas chemioterapii węchowi nie umknęły te szczegóły. Pani Krysia wiernie towarzyszyła mi w niezdążaniu do ubikacji, uznała jednak, że nie opłaca się prać bielizny skoro za chwilę i tak sytuacja się powtórzy. Wieszała więc bieliznę na kaloryferze, wiec resztę dnia spędzałyśmy w oparach kwasu moczowego. Byłam tak słaba, że nie miałam sił nawet się odezwać, Pani Krysia na wszystko dostała moje milczące przyzwolenie. W całym dramatyzmie sytuacji i tak najbardziej poszkodowany był mąż Pani Krysi. Pani Krysia wyjątkowo dobrze znosiła chemię- nie wymiotowała, nie czuła się nawet słabo, oglądało cały dzień telewizję na maksymalnej głośności i komentowała komentatorów. Potrafiła jeszcze opowiadać godzinami jak to ma w życiu najgorzej. Kiedy jednak dzwonił do niej zatroskany mąż ta zmyślałam historię- że prawie nie umarła, że czuje, jak jej serce słabnie i zaraz przestanie bić, że ta chemią ją zabije, że ona tego nie przeżyje… Mąż w szloch tak silny wpadł, że nawet ja słyszałam jego płacz do słuchawki. Pani Krysia poruszona jego wrażliwością postanowiła go pocieszyć- „Kochania, nie płacz, bo podnosi mi się od tego ciśnienie i zaraz mogę dostać zawału. Nie płacz, bo mi to i tak nie pomoże, ja i tak tu umrę a Ty zostaniesz sam.” Żeby ubarwić scenę powiedziała również, że tu taka dziewczyna młoda leży, która też już jest na wyczerpaniu i długo nie pociągnie. Pociągnę pociągnę, zwymiotuje żołądek, ale przeżyje.

Kiedy po tygodniu leżenia poczułam się lepiej, postanowiłam usiąść i popatrzeć za okno. Odkryłam wówczas, że po dachach starych kamienic przechadza się kominiarz, był do dla mnie tak interesujący widok, że postanowiłam podzielić się wrażeniami z Panią Krysią. Ta jednak szybko uprzedziła mnie o niebezpieczeństwie: - „Dziecko! Nie patrz na niego! Kominiarz pecha przynosi! Strasznego!”. Na moje niedowierzanie i próbę dyskusji o zabobonach skwitowała: „Wiem co mówię! Kiedyś przez drogę przeleciał mi czarny kot i dwa tygodnie później samochód potrącił kuzynkę szwagra jej sąsiadki. Ledwo uszła z życiem…”.  Na takie argumenty trudno znaleźć kontrę… Później były rozmowy o życiu. Pani Krysia była najbardziej doświadczoną przez los osobą na świecie:

Pani Krysia- Mnie zawsze musi spotykać najgorsze. Moja wnuczka wychodzi niebawem za mąż a ja pewnie tego nie dożyję. Mąż ma chore stawy, mnie boli kręgosłup, u nas same nieszczęścia… Jeszcze tyle przede mną, w końcu miałam mieć spokój na emeryturze,  los miał się odmienić, mam rodzinę i dom a tu przyszło mi umierać i żegnać się…
Ja- A co ja mam powiedzieć w takim razie? Mam 25 lat i całe życie przed sobą.
Pani Krysia - Ja mam i tak gorzej, bo Pani przynajmniej nie wie co straci.

Dostałam między oczy i to bez użycia narzędzi obuchowym.
Spuszczając kurtynę w dół chciałam Was przeprosić za to, że nie dawałam znaków życia. Nie zaglądam ostatnio często na bloga- nie lubię spędzać czasu przed komputerem, czuję, że komputer mnie z niego okrada a to mogą być moje ostatnie oszczędności. Dopiero Wasze maile uświadomiły mnie, że czekacie i martwicie się. Dziękuję Wam za nie! I obiecuję pisać przynajmniej raz w miesiącu choćby po to, aby powiedzieć, że żyję J

55 komentarzy:

  1. Żyj, żyj i pisz- choćby jedno zdanie
    - Mam dosyć Pani Krysi.
    My powtórzymy sto razy - może to przyniesie ulgę.
    Jesteśmy z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. wez Ty i zyj. nawet nie wiesz ile ludzikow na tym swiecie Cie kocha. oj, oj, dobrze, ze napisalas co u Ciebie. co dalej jesli chodzi o leczenie?

    OdpowiedzUsuń
  3. zyj pisz kochane dziecko a ta Pania Krysie to bym udusiła poduszka albo chociaz plastrem usta zakleiła pozdrawiam duzo sily "łep do słońca"

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj nie zazdroszczę towarzystwa Pani Krysi ale ja ostatnio miałam swoją Panią Anię na szczęście znacznie krócej przyszło mi z nią leżeć. Obyś więcej razy nie musiała stykać się z nią ani podobnymi osobami. Głowa do góry i do przodu :)
    Dużo zdrówka i sił życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna dziewczyna. Trzeba mieć dużo siły, żeby przejść przez to wszystko co Ciebie spotyka. A na p.Krysię najlepiej spuścić zasłonę - ten typ tak ma.
    Życzę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale my tu zaglądamy o wiele częściej niż raz w miesiącu.
    Pisz, bo robisz to świetnie.
    Pisz, bo myślimy o Tobie.
    I przynosimy szczęście - jak kominiarze i wszystkie koty... :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, Pani Krysia - szpitalny koszmar naprawdę istnieje... ;)
    Myślałam o Tobie, o Twoim milczeniu... Dobrze, że jesteś ;*
    Gdyby tylko można było dzielić się z kimś cierpieniem, chętnie wzięłabym coś na siebie, bo już wystarczająco się nacierpiałaś...

    OdpowiedzUsuń
  8. Każdy szpital/instytucja ma swoją "Krysie". Jakże by było bez nich smutno!
    A raz w miesiącu to skandal... Jak zobaczysz jakąś akcję protestacyjną przed szpitalem to znaczy, że twoi czytelnicy się skrzyknęli i żądają nowego posta.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pieknie piszesz! Czekałam na ten wpis 3 miesiące, cieszę sie że jesteś. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciesze się, że napisałaś. Może udało by się poprosić o oddzielenie od pani Krysi. Można się do kogoś nie odzywać, ale trudno go nie czuć.
    Piszesz ładnie. Jak to się stało, że nie wyszło nic z listonoszem?

    Pozdrawiam Cię i siły przesyłam,
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  11. UUUUUUUFFFFFF........!
    Zaglądałam tu niemal codziennie od czasu kiedy przeczytałam ostatni - teraz przedostatni Twój wpis. A dziś taka ulga: Odezwała się!!! Żyje!!! Nawet nie wiesz jak mnie to ucieszyło, choć wcale się nie znamy, tzn. Ty mnie nie znasz a ja Ciebie troszeczkę - dzięki temu blogowi...:)
    Cieszę się, że przetrwałaś jakoś koszmar chemii. Ściskam mocno ale ostrożnie bo pewnie wciąż jesteś obolała. Zastanawiam się czy nie ma jakichś leków przeciwwymiotnych, które złagodziły by skutki uboczne chemii. Trzymam MOCNO kciuki za Ciebie, przesyłam dużo dobrej energii, pamiętaj, my tu zaglądamy i Ci kibicujemy!!!! :)))

    Dziobek.

    OdpowiedzUsuń
  12. jak mocno jest źle?

    OdpowiedzUsuń
  13. Weź trzepnij w łeb tę Panią Krysię:) Trzymaj się, żyj, walcz. Trzymam kciuki i wierzę, że sie uda. MUSI!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Marzenko! Nareszcie jesteś ... Życzę dużo siły i pozdrawiam !!!

    OdpowiedzUsuń
  15. dobrze, że jesteś :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Jesteś!!! Czekałam, martwiłam się. Uwielbiam Cię czytać: styl, poczucie humoru, zmysł obserwacji - wszystko świetne.
    Uśmiałam się z pani Krysi, po mistrzowsku ją nakreśliłaś. Powiem Ci, w wielkiej tajemnicy, że mam w rodzinie taką Krysię: to moja teściowa (ale umówmy się, że piszę to bardzo małymi literami, żeby przypadkiem nie przeczytała). Wyobraź sobie, że gdy zdiagnozowano u mojego teścia, jej męża ślubnego, nowotwór, to ta wzięła i się obraziła, bo jak on śmie być bardziej chory od niej!
    Pisz proszę Cię cześciej, bo widzisz, jak my tu czekamy i się martwimy.
    Buziaki :-)

    ps. A Krysię to może obuchem w łeb? Chętnie pomogę!

    OdpowiedzUsuń
  17. Widzisz ilu nas?

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestes piękna, piszesz pięknie. Masz wielki talent pisarski i super osobowość. Szybko zdrowiej.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ufff... jesteś...
    hurra!

    Trzymam kcuki! Modle się...

    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  20. Czekałam, czekałam i w końcu się doczekałam!
    Bardzo się cieszę, że jesteś! Że dajesz radę, choć nie jest łatwo..
    Wierzę w Ciebie!
    Z niecierpliwości czekam na kolejne wieści od Ciebie. A Panią Krysię trzeba sczyścić, najlepiej na do innej sali :)
    Dużo zdrówka!! 3maj się!!

    OdpowiedzUsuń
  21. nalewka z orzecha wlskiego

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaglądam tu codziennie, czekałam czekałam i się doczekałam, pisz do nas, Zdrówka życzę , trzymam kciuki MOCNO !!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. zaglądaczka się melduje.
    chyba większość z nas przeżyła swoja Krysię... moja kładła się krzyżem i wołała ojejku jejku..umieraaaam. No i jak ją to mogło spotkać w TYM wieku?89 lat to nie jest czas na raka... mój czas był odpowiedni..aj.. trzym się dzielnie dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  24. Jestes - a to najwazniejsze:) Moc pozdrowien i pozytywnej energii!

    OdpowiedzUsuń
  25. Źle zrobiłaś "lecząc się witaminą C" ale jeszcze gorzej poddając się chemioterapii.

    A w tytule Bloga piszesz o Bogu... niestety nic o Bogu nie wiesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oho, mędrzec się objawił...

      Usuń
    2. Straszna jest ingerencja mędrców.

      Usuń
    3. Bog jest tym ktory leczy, tylko trzeba sie do niego nawrócić. Nazwij sobie to jak chcesz, ale takie jest prawo tego świata któremu wszyscy podlegamy. Leczenie witamin C jest niemądre a nawet szkodliwe, natomiast terapia faramkologiczno-medyczna to już jest kretyństwo skończone. Każdy widzi że to niszczy człowieka i robi z niego kalekę, ale w tej głupocie bez Boga ludzie giną, i to coraz młodsi. I nikogo to nie dziwi. Ludzie zwracają uwagę na takie pierdoły jak blog i inne farmazony które nic nie dają.

      Usuń
    4. no właśnie, to po co czytasz blogi? ty, zdaje się, wiesz o bogu wszystko...powodzenia, jak zachorujesz, modlitwa cię pewnie wyleczy, nie leki.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. To co nazywasz lekami nie jest lekiem. To jest trucizna i oszustwo.

      Jeśli chodzi o mnie to owszem zachorowałem i modlitwą zostałem uleczony. Dlatego pozwalam sobie mówić i pisać o tym o czym wiem. To jest moje świadectwo.


      Medycyna to fałszywa droga, to oszustwo. Wystarczy prawdziwie i głęboko wierzyć, zmienić swoje chore zwyczaje i zaufać Bogu. W przypadku takich poważnych chorób zapewne jest to odkrycie BOga w ogóle. Można powiedzieć słowami mądrego Hioba - Do tej pory znałem cię ze słyszenia, teraz zobaczyłem cię własnymi oczami.

      Aby więc zostać uzdrowionym należy podjąć wyzwanie i odnaleźć Boga.


      Modlitwa a raczej głęboka kontemplacja owszem leczy, prawdziwie leczy. OD dawna jest znana ta prawda. Sięgnij do Biblii i czytaj a przekonasz się że o tym jest mowa w całej Biblii.

      Człowiek nie musi chorować jeśli spełnia warunki, bo Bóg nie stworzył człowieka po to aby chorował ale żeby miał życie wieczne. I wiemy również od naszego Zbawiciela Pana Jezusa że jeśli ktoś by zachorował może zostać wyleczony. Ale tutaj też są warunki.

      Usuń
    7. Człowiek nie musi chorować jeśli spełnia warunki, bo Bóg nie stworzył człowieka po to aby chorował ale żeby miał życie wieczne.
      a co maja powiedzieć np; dzieci 1 miesięczne z rakiem, z porażeniem .... jakie rady masz dla nich. Zastanów się nad ciemnotą średniowiecza jaką rozpowiadasz. Bardzo mnie smuci że takie bzdury, są głoszone. Zgłoś się do kliniki psychiatrycznej i opowiedz o tym wszystkim, tam cie pewnie zrozumieją.

      Usuń
    8. A co mają powiedzieć dzieci które mają downa, albo dzieci które umierają?

      Powiem ci co one mówią, one mówią: "Mamo, Tato dlaczego nie dbaliście o siebie i o mnie?"

      Zgłosiłbym się do psychiatry gdyby to miało jakikolwiek sens. Psychiatrzy podobnie jak inne konowały to oszuści i zwodziciele ludzkości.

      Znasz historię medycyny? Pewnie nie. I nawet jeśli byś poznał to i tak będziesz tkwić w swojej bezdusznej i bezrozumnej przestrzeni.

      Informuje cię równocześnie że medycyna nie ma na to lekarstwa i żaden psychiatra nic na to nie zaradzi jeśli ty w to nie uwierzysz że Bóg daje nam wszystko i jeszcze więcej. Musimy tylko chcieć.

      Usuń
    9. Prawda bywa okrutna, ale tylko dla tego kto żyje kłamstwem może zabić. Prawda jest prosta, tak samo jak życie. Zdrowie jest prosto zachować i prosto stracić. Ale tylko ten kto pragnie Prawdy może zostać naprawdę uleczony.

      Mądrych ludzi Prawda leczy bo ją przyjmują.

      Usuń
  26. Strasznie się cieszę, że jesteś:) Przedłużające się zaglądanie na Twojego bloga stawało się z czasem coraz bardziej niepokojące, ale na szczęście skończyło się szczęśliwie:) Wierzę, że Twoja walka z rakiem będzie miała takie samo zakończenie. Trzymaj się ciepło i nie zapominaj o wirtualnych osobach, które ze wszystkich sił chcą Cię wspierać.

    OdpowiedzUsuń
  27. napisz jak najszybciej nowy wpis, ubóstwiam Twój styl pisania :)))

    OdpowiedzUsuń
  28. Z jednej strony Pani Krysia ma beznadziejny charakter i powinna być w izolatce, z drugiej tak fajnie ją opisałaś, że co chwila wybuchałam śmiechem (mimo że powinnam współczuć takiego towarzystwa ;))

    OdpowiedzUsuń
  29. Największa tajemnica medycyny?
    Odwrócić uwagę pacjenta w czasie, kiedy natura pomaga mu sama.

    Voltaire

    OdpowiedzUsuń
  30. Tyle tygodni zaglądania! W końcu jesteś, bardzo się cieszę :). Trzymaj się ciepło dziewczyno.

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo się cieszę, że napisałaś! Strasznie mi przykro, że tak to wszystko u Ciebie wygląda, ale widzę, że humor od Twego pióra (klawiatury?) nie odszedł!

    Współczuję towarzystwa pani Krysi - powinnaś być sparowana z jakimś młodym przystojniachą;)


    Dużo, dużo sił i zdrowia! Trzymaj się, nie daj się!

    OdpowiedzUsuń
  32. A leczenie wit c - dożylnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy. Żadne witaminy i żadne suplementy. Ani dożylnie ani doustnie ani dojelitowo.

      Do problemu trzeba podejść całościowo. Trzeba przede wszystkim odstawić wszelkie medykamenty i pozwolić organizmowi zrobić swoje. Należy zrezygnować z wszystiego co jest skalane - przetworzone i odżywiać się naturalnie - warzywa to podstawa, do tego owoce i ziarna, orzechy. A do tego trochę dobrego mięsa, szczególnie podrobów z dobrej jakości - nie wędliny ale surowe, świeże mięso.

      Bardzo dobrze jest zrobić sobie dni na sokach samych i jesli ktoś ma mocno zapaskudzone jelita to lewatywy.

      Poza tym właściwie niezbędny jest post. Ale tutaj należy uważać, to zależy w jakim stanie organizm jest. BO są ludzie którzy mają organizm wyjałowiony z minerałów a zapaskudzony różnymi świństwami.

      Dlatego należy każdego właściwie indywidualnie prowadzić.

      Można stosować masaże receptorów i podobne techniki ale tylko jako dodatek.

      Bardzo ważne jest aby się modlić, medytować i wybaczać wszystko wszystkim i pojednać się z Bogiem. TO naprawdę uzdrawia. ]

      Wielu ludzi tego doświadczyło choć boi się o tym mówić albo woli nie mówić bo jest im tak wygodnie.

      Ale to naprawdę działa jeśli jest wykonywane prawdziwie szczerze.

      Wystarczy posłuchać co mówiła Prokopowicz. że kiedy zaczęła się leczyć to nagle wyszły wszystkie zadawnione sprawy... i to właśnie trzeba leczyć - duszę, a rak zniknie sam. Ale trzeba to robić sumiennie i z pewną dyscypliną.

      Zresztą polecam Biblię bo tam jest to wszystko napisane, tylko trzeba dokładnie bardzo czytać ze zrozumieniem. Na początek można zacząć od tego co mówi sam Jezus o modlitwie, jak się należy modlić.


      Można w zależności potrzeby wspomóc się trochę enzymami trawiennym ale to raczej dla osób które mają problemy zdrowotne które się ciągną latami, a nie młode dziewczyny których organizm jest w dobrym stanie ogólnym.

      Tak jak Marzena czy Magda.

      Usuń
    2. Ciekawe podejście do sprawy, z większością Twoich teorii się zgadzam. Przyczyna chorób tkwi w psychice-to jest chyba najważniejsze. Polecam zapoznać się z tą medycyną http://www.youtube.com/watch?v=KQwaVNQY2Hg&feature=player_embedded

      Mam też pytanie do Ciebie Marzeno, czy przed diagnozą zdarzyło się w Twoim życiu coś złego, coś z czym musiałas się zmierzyć?
      Pozdrawiam i życzę sił!

      Usuń
    3. Przyczyna chorób tkwi w psychice? A co to znaczy dokładnie? CO to jest ta psychika?

      Usuń
    4. Paul, z miesem jest problem... to glownie dostepne na polskim rynku nie jest bezpieczne dla zdrowia. Uboj na zwierzetach dokonowany jest w niewlasciwy sposob. Przed smiercia zwierzeta cierpia i dlatego do krwioobiegu uwalniane sa bardzo duze ilosci hormonow stresu, ktore nie wplywaja korzystnie na zdrowie czlowieka. Jadalne mieso moze byc dostepne chyba tylko w sklepach prowadzonych przez ortodoksyjnych zydow lub muzulmanow bo niestety chrzescijanie dawno zaprzestali dokonywac uboju rytualnego.
      http://www.youtube.com/watch?v=k_mW6g47eGg

      Usuń
    5. Jest problem, wszędzie w cywilizacji zachodniej jest problem. Ale to nie znaczy że nie ma lepszego czy w ogóle zupełnie dobrego mięsa.

      Ja proponuję baraninę i sarninę, wołowina też nie jest najgorsza jeśli z dobrego źródła. Najgorzej z wieprzowiną bo tego zjada się u nas najwięcej i produkcja jest wiadomo jaka.

      Usuń
  33. JESTEŚ :) :) JAK SIE CIESZĘ :) :) :) !!!

    Dasz radę :)

    KTO ? JAK NIE TY :) Musi byc dobrze w Tobie jest Moc !!

    Pozdrawiam i trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie ma to jak spotkać taką Panią Krysię... ehh... Ciekawe, że niektórych nawet tak ciężka choroba nie potrafi zmienić na lepsze. Ale możliwe, że tak odreagowuje stres?
    Podziwiam Cię za cierpliwość... ja bym trzy razy już wybuchła!

    OdpowiedzUsuń
  35. Jak się cieszę!!!

    Dużo ZDRÓWKA Marzenko.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  36. eM odezwałaś się :] !
    Dowiedziałam się czegoś nowego dziś, bo zawsze mnie uczono, że kominiarz to na szczęście ;-) ale potrzeba wtedy złapać sie za guzik.
    Współczucia pani Krysi. Zapewne jej to marudzenie pomaga.
    Spodobało mi sie stwierdzenie : "Pociągnę pociągnę, zwymiotuje żołądek, ale przeżyje" :)

    Tymczasem, karnawal się zaczął w Londynie. Pogoda jednak nie zachęca.

    Ściskam :) Sił życzę!

    K.


    OdpowiedzUsuń
  37. Piękna moja!
    odpocznij od komputera, łap świat i łeb do słońca!
    chciałabym Cię czytać codziennie ale dziękuję za to
    ile dajesz. to i tak wiele.
    dobrze, że pani K. to już przeszłość.
    życzę towarzystwa bardziej kolorowych ludzi (:
    całus w nos!

    OdpowiedzUsuń
  38. Ciesze się, ze piszesz! Trzymaj się dzielnie i z uśmiechem pomimo wszystko...
    M

    OdpowiedzUsuń
  39. ale się cieszę, że jesteś!
    chociaż wołanie o kolejny wpis jest egoistyczne z naszej (podczytywaczy) strony...

    przesyłać Ci serdeczne życzenia sił i radosci!

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  40. Marzenko ,powiem ci jedno ze wpis o pani Krysi jest rewelacyjny ,czesto do niego wracam i za kazdym razem sie smieje:)Jestes cudowna i sliczna dziewczyna ,zycze ci duzo zdrowia !!!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakąś sprawę, z którą chciałabyś się do mnie zwrócić osobiście, możesz to zrobić pisząc na m.erm@vp.pl