poniedziałek, 19 marca 2012

Gorący weekend z Hansem

Weekend. A. pojechała na przepustkę, spędzę go więc sama. Jakoś tak za cicho tu jest. Drzwi na salę zamknięte, kroplówka schodzi tak strasznie wolno. Spadające krople czasem jakby nie mogły się zdecydować, czy skoczyć. Smętne samobójstwa w pakiecie z naliczaniem sekundowym. Mdli mnie. Za oknem opadłe z sił Słońce ledwo przeciska się przez gęste żaluzje i spada na podłogę. Leżę, nade mną stoi Hans i trzyma worek pełen samobójców. Do tej pory Hans był zwykłym stojakiem na kroplówki, ale od chwili przeczytania książki Kamila Durczoka „Wygraj życie” stojak stał się mężczyzną. Chudym i zimnym,  za to wiernym i co najważniejsze w tych okolicznościach- mobilnym. Był pierwszym mężczyzną, który towarzyszył mi podczas spacerów na porcelanowy tron. Na początku trochę się krępowałam, ale on był na tyle kulturalny, że nie patrzał. Dopingował mi za to z zawodach w rzucie brązem o porcelanę. Jest naprawdę kochany.

Na sali duchota, choć jestem tu sama. To wszystko przez to Słońce. Leży na podłodze i próbuje wstać podpierając się na ścianach. Robi to bardzo wolno, widać ile kosztuje go to wysiłku a co za tym idzie- zwiększa się jego zapotrzebowanie na tlen. Paradoksalnie- ono się sili ale pocę się ja. Korci mnie, żeby uchylić okno, ale oczami wyobraźni- gdziekolwiek one są i o ile są otwarte- widzę grożący palec lekarza. Nie wolno pani, nie wolno.

Ciepło mi. W miejscu, gdzie niedawno udawałam, że mam pachwiny poszerzają się widnokręgi. Poziom słonych wód powoli sięga mi łokci. Nie utopię się, płytkie to wody, ale leżenie mokrej w łóżku nie należy do przyjemności. Podjęłam decyzję- otwieram okno. A ty nie kiwaj tak tym palcem. Hans odprowadza mnie do okna, jeden ruch wolną od wenflonu ręką i gotowe. Powietrze wcale nie takie zimne jak na początek kwietnia- czuje się usprawiedliwiona sama przed sobą, przecież się nie przeziębię. Choć bezwietrznie- niech się wietrzy. Doszedł do mnie zapach spalin. Zniosę.

Czekam na siostrę. Ma przyjechać mi z bielizną i kilkoma rzeczami do podjadania w przerwie między skokami samobójców. Już niedziela a ja nie mam do kogo otworzyć ust, żeby chociaż powiedzieć, że nie chce mi się gadać. Jestem tu dopiero kilka dni a już tęsknię za rodziną. Nie płakałam na zielonej szkolę wiec i tu nie będę. O, dzwoni siostra, czeka pod drzwiami oddziału, nie mogę do niej wyjść ani ona do mnie, ale chociaż wyglądnę na korytarz. Może ją zobaczę, kiedy pielęgniarka będzie brała od niej pakunek dla mnie. Wystawiam głowę, przez uchylone drzwi widzę twarz Anetki, mamy 3 sekundy na przywitanie się uśmiechem. Drzwi się zamykają. Pielęgniarka moją paczkę ratunkową zostawia w korytarzu na stoliku, nad którym wisi lampa antybakteryjna. Moja piżamka i herbatniki teraz się naświetlają. To trochę trwa, więc pielęgniarka wraca na ten czas do swoich obowiązków. Wychodzę zatem na korytarz i sunę w kierunku drzwi, widzę tam bowiem moją lubą. Jesteśmy pół metra od siebie, tyle, że po dwóch stronach półprzeźroczystych drzwi. Nie widzę jej wyraźnie, ale uśmiecha się. Uśmiechamy się obie ale łuki naszych ust powoli zaczynają się napinać i wyginać w druga stronę. Stoimy przed sobą, prawie na baczność i płaczemy. Przykładamy dłonie do drzwi jak w hollywoodzkich filmach, gdzie więzień dotyka przez szybę dłoń swej kobiety. Obie parskamy śmiechem na nasz hollywoodzki gest. Żegnamy się mrugając do siebie i poruszając ustami w niemym „pa pa pa”. Napięcie zeszło. Na pięcie w tył zwrot.

Wracam na salę, zamykam okno. Pielęgniarka za chwilę przyjdzie z naświetlonym już zestawem ratunkowym dla mnie, nie chcę więc, żeby przyłapała mnie na wietrzeniu moich czterech liter. Sali- rzecz jasna. 
Słońce ustąpiło już miejsce jarzeniówkom a ja zaczynam czuć ból gardła. Wiąże więc szalik na szyi. Wiedziałam w reklamie rutinoskorbinu, że tak się robi, jak boli gardło. Tylko nie miałam koło siebie mamy trojaczków, która mogłaby mi powiedzieć, że na przeziębienie zawsze podaje swoim dzieciom rutinoskorbin, tak jak robiła to jej mama i babcia. Muszę w końcu wyłączyć ten telewizor.

Wieczorny obchód.
Lekarz: Dobry wieczór, coś się dzieję?
Ja: Tak, boli mnie gardło.
Lekarz: To może od szalika?
Ja: No właśnie po to go sobie zawiązałam, żeby je ogrzać, bo boli.
Lekarz: To może za ciasno go Pani zawiązała stąd ból?

Kurtyna w dół.

17 komentarzy:

  1. Nie wiem jak to sie stało ze nie wiedziałam o pierwszym poście po reaktywacji, ale strasznie sie cieszę, ze znow piszesz. Kochanie Ty moje! Twoja Szota

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyjąwszy niewesołość Twej sytuacji, świetny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam za Pania kciuki, zycze duzo sil.Czesto tu zagladam i ciesze sie, ze znowu Pani pisze,pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie piszesz. Przeszłam wiele podobnych momentów i wiem jaki człowiek potrafi byc silny w takich chwilach. Ja nie mogłam uronic łezki bo miałam wrażenie, że inni by sie rozpadli wtedy na kawałeczki. Wierzę, że sie uda i będzie dobrze. Oby ten czas w szpitalu ci leciał jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Myśl Ojca Pio:
    "Jak tylko czujecie, że jakieś uczucie niepokoju pojawia się w was, zwróćcie się do Boga i zawierzcie Mu z całkowitą i synowską ufnością, ponieważ jest napisane, że kto w nim pokłada nadzieję, nigdy się nie zachwieje. Odwagi więc i zawsze do przodu. Zima minie i nadejdzie niekończąca się wiosna, tym bardziej obfitująca w piękno, im większe były przeciwności losu."

    OdpowiedzUsuń
  6. Marzenko, trzymam mocno kciuki. Widze na zdjeciu kolezanke adriamycyne... Tez ja dostawalam, tez biegalam 50 razy dziennie do WC. Czasem nie bieglam, tylko sie czolgalam. Bylo ciezko, czasami bardzo, lezalam w szpitalu rok non-stop - ale udalo sie! Leczenie zakonczylam 6 lat temu. Dostalam w prezencie od zycia 6 cudownych lat, choc w 2006 roku wydawalo mi sie, ze nie dam rady. Przed Toba tez wiele cudownych momentow, dni, miesiecy i lat!!! Zacisnij zeby i walcz!!! Pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozdrawiam ciepło i życzę dużo siły ;)) Wierzę że uda się nam pokonać tę złośnicę ;p Niedługo znowu zaczynam leczenie ...
    Tym razem musi się udać ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. jesteś tak cholernie dzielna,pomyśl o tym etapie jak o kurewskim pechu,za kilka lat na wspomnienie tych czasów będziesz się tylko wzdrygała, ale teraz musisz walczyć

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj, codziennie tu zaglądam, i czekam na wieści... w miarę możliwości napisz proszę. ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak wiele chciałabym napisać, a zarazem mam pustkę w głowie.. Trafiłam na Twój blog zupełnie przypadkiem, chciałabym Ci dodać otuchy i wiary.. Będę tu zaglądać i bardzo mocno trzymać za Ciebie kciuki, wierzę, że zwalczysz to cholerstwo! pozdrawiam Cię cieplutko!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Marzenko, nie wierzę w to co czytam... To dla mnie niepojęte... Chcę krzyczeć: nie zgadzam się, nie pozwalam!
    Kochana moja, wiem że pokonasz to cholerstwo bo takiej zwariowanej osóbki nie może zabraknąć.
    Ściskam Cię Serce i życzę dużo siły! Wiem, że dasz radę!
    Asia Walasik

    OdpowiedzUsuń
  12. Dasz sobie rade! Musisz bo chcesz zyc!
    U mnie zdiagnozowano ZZ dwa miesiące temu, mam synka ktory ósmego kwietnia konczy trzy latka a ja w maju wychodzę za mąż. Mam tyle marzeń, planów, obrone w tym roku. I wiem że sobie poradze tak jak i TY!!!
    Trzymaj się mocno i nie poddawaj się nigdy! Ja już niebawem będe łysolem i pewnie też zacznę pisac bloga jak to jest miec złośnice i sobie z nią radzic :) Narazie chce topic się w szczęściu bycia z moją rodziną.
    Całuję Cię gorąco! :* WESOLYCH ŚWIĄT

    OdpowiedzUsuń
  13. Trzymam kciukaski i czytam.Zatrzymam się i potowarzyszę.
    Lucyna wielbicielka Kubusia Puchatka

    OdpowiedzUsuń
  14. znalazłam przypadkiem
    przeczytałam
    i chcę jeszcze od Ciebie usłyszeć

    proszę napisz co u Ciebie?

    świetna kobieta jesteś!
    trzymam kciuki!

    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  15. Marzenko!
    Jak tylko w "mieście" pojawiła się plotka, że jesteś chora, nikt w to nie wierzył... Potem pojawiły się plotki na co jesteś chora, aż wreszcie trafiłam na Twojego bloga i już wiem co i jak. Jesteś bardzo dzielna! i Masz bardzo fajną lekkość pisania - dlatego pisz częściej, w miarę możliwości. Pisz jak się czujesz.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej. Nie znamy sie, ale czytam to, co piszesz i nie moge doczekac sie nowych wiesci. Mam nadzieje, ze beda to dobre wiesci, czego bardzo mocno Ci zycze.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakąś sprawę, z którą chciałabyś się do mnie zwrócić osobiście, możesz to zrobić pisząc na m.erm@vp.pl