Mijają kolejne dni. Błysk jarzeniówki budzi mnie i oślepia. Codziennie
o 5.30. Przymrużam oczy i wystawiam rękę na spotkanie ze strzykawką.
- Proszę zacisnąć pięść. Proszę rozluźnić. Już po wszystkim.
Nie bolało, prawda?
- Nie. / Trochę. / Ała.
Faza REM została brutalnie przerwana, siłą woli próbuje
sobie przypomnieć o czym śniłam, gdzie byłam i tam wrócić. Nie udaje się.
Jeszcze nigdy się nie udało, ale zawsze próbuje. Podobno śpię z półotwartymi
oczami. Tak się tylko zdaje wam, ja po prostu obserwuje otoczenie, czuwam. I
potrafię tak całą noc. Czasem bardzo intensywnie się rozglądam. Do tego lubię
spać w pozycji na baczność. Kiedyś moje współlokatorki ze studiów wykorzystały
to i kiedy spałam w pozycji na wznak z półotwartymi oczami i dłońmi splecionymi
na brzuchu, wsadziły mi różę w dłonie, wzięły aparat i zrobiły mi portret
trumienny. Ładny ze mnie trup.
No nic, sen nie wróci. Sanitariuszka obija się mopem między
łóżkami, pośpiesznie doprowadza salę do porządku. Słyszę rytmiczny dźwięk czegoś,
co przypomina mi śpiew nawołującego ptaka albo żaby w godach. To komputerek,
znaczy się takie coś, co pan obok, w izolatce, ma podłączone, żeby sprawdzać
jego puls, ciśnienie krwi i coś tam jeszcze. Niby zwykłe „tit - tit - tit” a
mnie zdaje się, kiedy się budzę, że jestem w Chorwacji. Takie dźwięki tam
często słyszałam i nigdy nie wiedziałam, co to. Pewnie teraz, kiedy pojadę na
wakacje do Chorwacji i usłyszę tego żabo-ptaka to pomyślę, że jestem w
szpitalu. Pan z izolatki pewnie już dostaje szału od tego dźwięku. To taki Pan
w średnim wieku, marudzi i dużo przeklina, jest przekonany, że lekarze go tu ściągnęli,
żeby pobrać mu potajemnie organy.
Gardło nadal mnie boli. Szalik nie pomógł. Do tego od kilku
dni mój organizm nie potrafi usunąć zbędnych produktów przemiany materii, nie
startowałam więc w zawodach rzutu brązem o porcelanę. Brzuch boli. Przychodzi
doktor, na szczęście inny niż ten, który stwierdził, że powodem mojego bólu
gardła jest ciasno zawiązany szalik. Skarżę mu się. Pokazuję jamę gębową, lekarz
stwierdza- grzybica gardła. To od osłabionej odporności, gardło nie broni się
przed patogenami z zewnątrz a one prawdopodobnie przybyły z otwartego dwa dni
temu okna. Okazało się, że nie tylko po to, aby się nie przeziębić nie wolno
nam otwierać okien w czasie chemioterapii. Skąd miałam wiedzieć. Dostałam płukankę
do gardła o smaku fuj i syropek na przesunięcie zbędnych produktów przemiany
materii w stronę światła.
Dzień następny. Powtarza się scenariusz pobudki z błyskiem
jarzeniówki i ukuciem strzykawki. Brakuje jednak czegoś: nie obudziłam się z
przeświadczeniem, że jestem w Chorwacji. Zagaduję pielęgniarkę:
- Nie słyszę dźwięku komputerka. Czy ten pan obok… Czy
komputerek jest wyłączony?
- …
- Ten pan umarł?
- No niestety tak.
Zmroziło mnie. Trochę trwało zanim wróciłam do siebie, choć
nie wyszłam zbyt daleko.
Kilka godzin później zdarzyło się jednak coś, czego
długo oczekiwałam i bardzo pragnęłam…
Poranny obchód:
- I jak tam u pani?
- Zrobiłam kupkę!
- …
No to zabłysnęłam. Lekarze nie podzielali mojego entuzjazmu
a ja z taką radością podzieliłam się z nimi moim sukcesem. Żadnych gratulacji a
mnie duma rozpiera. Chyba nie rozumieją, co to znaczy nie móc od tygodnia
wykorzystać swojego potencjału fizjologicznego. Przynajmniej Anka się roześmiała.
Ósmy dzień pobytu w
szpitalu dobiegł końca. Tak spędziłam Święta Wielkanocne. Wracam do domu, może bazie w wazonie jeszcze nie zgniły, może zostało trochę kołacza?
Pisz o czymkolwiek. Byle równie gęsto i soczyście jak dotychczas. Będą Cię drukować. Ja pójdę i to kupię.
OdpowiedzUsuńPrzedwczoraj nie chcieli mojej krwi. Chory podobno jestem. "Takich szpików, to my nie pobieramy." Przyjdę za miesiąc. Będzie rzeźnia.
Przychylam się do prośby Szczepana. Pisz, pisz, pisz częściej i trzymaj sie dzielnie. Ja trzymam kciuki za Ciebie, z całych sił!!!
OdpowiedzUsuńJa też się do prośby Szczepana i Ani dołączam.
OdpowiedzUsuńA może sprawdz sobie książke autora: Iwan Nieumywakin "Woda utleniona na straży zdrowia" albo metode dr. Ashkar-a Wielu ludzi pisze o pozytywnych efektach :)
OdpowiedzUsuńwięcej
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Przeczytałem Twojego bloga całego z zapartym tchem. Życzę Ci dużo zdrowia i podejścia takiego jakie przedstawiasz aż do wyzdrowienia. "Katar" minie ;)
OdpowiedzUsuńPisz proszę częściej.
OdpowiedzUsuńG.
Odkryłam twojego bloga dopiero dzisiaj i odrazu całego przeczytałam i napewno tu zaostanę na dłużej!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę cierpliwośći i wytrwałości w tej walce :)
A ja się przychylę do poprzednich komentarzy i dodam, że zdjęcie było całkiem udane:P
OdpowiedzUsuń