poniedziałek, 14 maja 2012

Dni, w których po prostu leżę.


Wróciłam do domu. Kołacza nie zastałam, choć do piekarnika wielokrotnie pukałam. Bazie dalej moczą nogi w wazonie. Mama przeistoczyła się w moją pielęgniarkę, kucharkę, rehabilitantkę. Zaścieliła mi łóżko, zrobiła delikatny obiadek, herbatkę, spytała, czy nie potrzebuje czegoś jeszcze. Nie, nie potrzebuje. Podłożyła mi więc więcej poduch, żebym mogła w łóżku usiąść i jeść, nałożyła koc na kołdrę. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - Nie, dziękuję, naprawdę niczego więcej nie potrzebuję. Schłodziła mi więc herbatkę, żebym się nie poparzyła, dała tackę na kolana, żebym się nie pobrudziła, skarpety na nogi mi naciągnęła. - O, jeszcze ziółka na trawienie, żebyś mi córuś nie wymiotowała. Dać Ci słomkę do kubeczka? Urocza ta moja mama.

Kilka dni spędziłam w łóżku przekonując mamę, że może jechać do pracy, że dam sobie radę. Miska była, więc miałam gdzie wymiotować, obiad czekał w garnuszku- porcja dla wróbelka, żebym podziubała ale nie zwróciła. Leżę w łóżku i walczę z bólem brzucha. Grawitacja w moim pokoju jest tak silna, że z trudem wstaję z łóżka. Nie stać mnie na czytanie książki, czy słuchanie muzyki. To zbyt męczące. Kilka dni leżę więc i nie robię nic prócz znoszenia bólu brzucha i opanowywania mdłości a największy wysiłek intelektualny na jaki mnie stać to liczenie, ile mam wziąć tabletek.

Dnia mijają a włos mi w z głowy nie spada. Niby fajnie ale... Chyba jestem tym faktem trochę rozczarowana. Spędziłam dużo czasu na przeglądaniu ofert turbanów i peruk i mam już swoje ulubione pozycje. Wszystko na marne? Uznałam, że mam niepowtarzalną okazję, żeby sprawdzić jak mi np. w prostych, rudych włosach. Całe życie mam kudłatą głowę, więc chętnie bym się na jakiś czas ponosiła na gładko. No i ten rudy, na który już wielokrotnie próbowałam się pofarbować i nigdy nie wyszła mi z tego marchewka, której pragnęłam, tylko jakiś cukrowy burak. Wygląda na to, że pora na linienie jeszcze nie nadeszła i może w ogóle nie nadejdzie. Czuje się już dobrze. Zrobię sobie zdjęcie.

6 komentarzy:

  1. Trzymaj się dziewczyno, będzie dobrze, wierzę, że dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie, ze bedzie dobrze!!! Znam osoby po ziarnicy - zyja, maja sie dobrze, powoli zapominaja o chorobie. Leczenie jest dosc przykre, jak to chemioterapia, ale do przejscia. Z takim humorem i nastawieniem do choroby dasz rade. Bardzo duzo zalezy od psychiki. Ty zdajesz sie byc cudowna, optymistycznie nastawiona do zycia i ludzi osoba. Trzymam za Ciebie kciuki, pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze wpisy. ula

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam sie z powyzszym, trzymam za ciebie kciuki, a kazdy dzien zbliza cie do zwyciestwa!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna, delikatna, o wielu twarzach, z mocnym charakterem, dzielna, wytrwała, z dobrym gustem, utalentowana. Pisać z taką fantazją o swojej chorobie i pozwalać czytać innym, to jakby rozsiewać dobro i nadzieję. Myślę, że jak to wszystko się już skończy, to zaprosisz nas wszystkich na premierę swojej książki, a panu chłoniakowi przez małe c już podziękujemy. Anette

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak sobie myślę - czasem mi się zdarzy,
    Że, tak pozytywna kobieta mi się marzy.
    Trafiłem tu przez Twojego brata,
    Ucałuj go duszo lokata.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może to dziwne, co napiszę, ale dawno się tak w duchu nie uśmiałam, co dzisiaj czytając Twojego bloga. "zawody w rzucie brązem o porcelanę" przeważyły. Masz ogromny dar pisania w sposób jednocześnie zdystansowany, ale też nie uciekasz od kwestii lęku, bólu. Życzę szybkiej emigracji dla rodziny rakowatych.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakąś sprawę, z którą chciałabyś się do mnie zwrócić osobiście, możesz to zrobić pisząc na m.erm@vp.pl