... Jak to nie miło znów Cię widzieć! Spędzimy razem miesiąc, cóż za
radość wątpliwa!
Kiedyś
pobyty na oddziale zamkniętym traktowałam jak przygodę. Prócz fizycznych
nieprzyjemności związanych z chemioterapią, widziałam w tym szansę na poznanie
czegoś zupełnie nowego, na zmierzenie się z własnymi niemocami, na poznanie
ludzi, których łączy ze mną tak wiele. Miałam sposobność na poznanie siebie w
nowych okolicznościach. Biało, jasno, sterylnie, słychać przechadzające się
korytarzem chodaki a w nich lekarze, którym na tobie bardzo zależy albo tylko
trochę. Tu zawsze dużo się dzieje. W pewnym sensie lubiłam tu przyjeżdżać.
Przygodówka
zaczęła się jednak zmieniać w dramat albo przynajmniej smutny film o
przemijaniu. Wyjątkowo dotkliwie odczuwam tutaj swoją kruchą cielesność i jej ograniczony
terminu przydatności. To tutaj dojrzewa we mnie myśl, że kiedyś odejdę i że chcę
być wtedy szczęśliwa. Leżę na izolatce, unieruchomiona ale tylko pozornie.
Świat na zewnątrz jest teraz przede mną tymczasowo zamknięty- nie wychodzę a to
zmusza mnie do porozglądania się w sobie. Z „wyjścia na” do „wejścia do”. Po
ostatniej trudnej rozmowie z lekarzami jestem z siebie dumna, że zachowałam
trzeźwość umysłu i że wygląda na to, że jestem w stanie przyjąć do wiadomości,
że mogę umrzeć. Nie wypierać, nie oszukiwać się, wziąć na klatę i walczyć dalej.
Przeczytałam
bardzo ważny artykuł w magazynie Zwierciadło. I bardzo przyjemny- o umieraniu.
Przeczytałam go kilka razy, bo tyle z niego wypływało mądrych myśli, że nie
dążyłam z łapaniem w ręce tym szlachetnych kamieni. Ponoć książka, która nie
jest warta czytania po raz drugi, nie jest warta czytania po raz pierwszy. Temat
umierania jest ostatnio na mojej liście TOP 10 ulubionych tematów do rozmów i
to bynajmniej nie dlatego, że jestem pesymistką i malkontentką dla której
śmierć jest szansą ucieczki z tego okropnego świata. Jest wręcz przeciwnie:
kocham świat, kocham swoje życie. W obliczu ciężkiej choroby, w której śmierć
przeistacza się z odległego wyobrażenia w rzeczywistość, która lada dzień może
nastać, poczucie bliskość śmierci jest świetnym pretekstem aby pomyśleć o
życiu. To źle, że śmierć jest tematem tabu, że nie chcemy o niej myśleć, zaprzepaszcza
to nasze szanse zbliżenia się do życia, poczucia go bardziej, głębiej,
esencjonalnej. O śmierci nie mówi się wcale, albo bardzo cichutko. To temat
niepasujący do miłego spotkania przy kawie. Ba, o tym, że ktoś ciężko chory
może umrzeć nie mówi się wcale a wcale, ani po cichutku, broń Boże! W naszej
kulturze, w której dominuje kult młodości i piękna, śmierć zdaje się w ogóle
nie istnieć. No może w grach komputerowych i w statystykach, ale jest anonimowa
i odhumanizowana. W wielu ludziach żyje przekonanie, że aż do ostatniego tchu umierającego,
trzeba okłamywać go, że jeszcze wszystko będzie dobrze, że będzie żył. Ale
dlaczego tym „dobrze” nie mogłaby być śmierć? Dlaczego tak bardzo jej się boimy?
Śmierć jest synonimem straty, utraty życia- największej wartości. Okej, ale
gdyby tak postrzegać umieranie jako zwyczajny etap życia i czas do rozwoju?
Można pożegnać to, co było i przygotować się na nowe. Boimy się takiej zmiany,
ale może kryć się za nią wielka ekscytacja, radość z przeżytego czasu,
jakkolwiek byłby długi (zresztą chyba ważniejsze jest, aby życie było nie tyle
długie, co szerokie). Radość, że się było, wdzięczność, że byli inni. Umrzeć z
iskrą w oku, z uśmiechem na dwa kąciki. Jestem pewna, że to możliwe. Chcę tak.
Tymczasem kilka
dni musze czekać w izolatce aż sprowadzą mi chemię. Ponoć to coś naprawdę
mocnego i nie mają tego normalnie na stanie. Zaczynam się poważnie bać, bo
pielęgniarki już teraz pompują mi do krwi różne kroplówki, które mają mnie
wzmocnić i przygotować do przyjęcia chemioterapii mieloablacyjnej, czyli
całkowicie niszczącej szpik. Czeka mnie prawdziwy test wytrzymałościowy.
To ciekawe,
ale od pół roku, kiedy przyjeżdżam do szpitala, już po pierwszej tu spędzonej
nocy wypadają mi włosy a jeszcze przecież nie przyjęłam leczenia. Sanitariuszki
przebierają mi poduszkę obleczoną w sieć brązowych nitek. Przez kilka kolejnych
dni stan mojej pościeli wygląda podobnie a potem wszystko mija. Nie wiem, czy
to reakcja na stres, czy jak to sobie mam tłumaczyć. Może mój mózg dostaje jakiś
podprogowy bodziec: „Ocho! Będzie chemia, rozpoczynamy operacje Wypadanie Włosów.
Pip! Wypadanie Włosów jest aktywne.”
Myślę dużo o
tym, co usłyszałam od lekarzy i o tym, że mogę umrzeć. Wydaje mi się, że jestem
na miarę swoich możliwości pogodzona z tym, że być może będę musiała odejść, że
mój plan radosnego, rodzinnego życia do późnej starości może nie wypalić . Bo
zawsze są dwa uda- uda się albo się nie uda. Kiedy jednak myślę o śmierci nie
wstrząsa mną strach. W każdym razie nie zanadto.
Jakieś pół
roku temu robiłam porządki w szafie pozbywając się niepotrzebnych ubrań. Znalazłam
tam swój stary czarny żakiet i spodnie- zestaw poczciwego maturzysty.
Pomyślałam sobie, że choć jest ciut za mały to zostawię go sobie na wypadek,
gdybym umarła. Ciuszek jak znalazł do trumny a to, że przyciasnawy też nie
będzie stanowiło problemu, bo zapewne schudnę w terminalnej fazie choroby. Brzmi
strasznie? Nie było w tym jednak żadnego żalu, smutku czy dłuższej zadumy. Podeszłam
do tego praktycznie, odwiesiłam garsonkę z powrotem do szafy i sprzątałam dalej.
Kobieto -nie czas umierać z takim makijażem. Że też się na warsztatach nie spotkałyśmy.... ;)
OdpowiedzUsuńBądź dalej praktyczna i żyj.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o śmierci,przemijaniu- podziwiam Cię.
Wszystko dokładnie przeanalizowałaś krok po kroku, a jesteś taka młoda.
Żyj Marzeno,żyj.
Niech Twój Anioł Stróż będzie przy Tobie.
Ostatnio dużo myślę o przemijaniu i śmierci. Nie jestem chora, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Również zauważyłam, że ludzie boją się tych tematów – robią się niespokojni, próbują żartować lub zmieniają momentalnie kierunek rozmowy. A przecież nikt z nas od tego nie ucieknie... Jest to tylko kwestią czasu. Pamiętanie o śmierci jest ważne – żyję uważniej, delektuję się każdą chwilą spędzoną z moimi dziećmi, nie przejmuję się bzdurami...
OdpowiedzUsuńPomodlę się dziś za Ciebie Marzenko. Głęboko wierzę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych...
Szkoda, ze smierc jest tematem tabu i niechetnie sie o niej rozmawia. Mysle, ze gdyby ludzie pamietali o niej kazdego dnia swiat moglby byc naprawde piekny... nikt nikomu by nie szkodzil, a przynajmniej bardzo by sie staral tego nie robic, bo wiedzialby ze za godzine moze go juz nie byc na tym swiecie i bedzie rozliczony ze wszystkiego co zrobil i od tego bedzie zalezala jego jakosc zycia po smierci fizycznego ciala.
OdpowiedzUsuńPiekna smierc:
http://www.youtube.com/watch?v=ffgNQxrw6xk
http://www.youtube.com/watch?v=TuDRTfY3ZJs
Ja tez bym tak chciala umrzec.
Pozdrawiem serdecznie i zycze Ci powrotu do zdrowia
Co sie tyczy wypadania wlosow... moze to byc reakcja na stres, a moze tez podswiadome skojarzenie izolatki z chemia i wypadaniem wlosow. Podobnie tez ma sie sytuacja z nowotworami zlosliwymi. Mimo, ze sa uleczalne wiele ludzi umiera. Jedna z przyczyn moze byc fakt, ze zakodowano im w podswiadomosci, ze nowotwor zlosliwy jest nieuleczalny. Generowana jest cala masa negatywnych emocji niszczacych uklad immunologiczny i czlowiek umiera.
OdpowiedzUsuńJuz chyba podawalam link do bardzo ciekawego wykladu Bruce'a Liptona, ale na wszelki wypadek zrobie to jeszcze raz.
"Nowa Biologia- tam, gdzie spotyka sie umysl i materia"
https://www.youtube.com/watch?v=0XC_POZ5zUw
Twoje przemyślenia są godne mędrców.
OdpowiedzUsuńJesteś naprawdę Wielka.
Życzę Ci bycia tu,na ziemi,na śmierć przyjdzie czas.
Wielki szacunek dla Ciebie Marzenko. Pięknie napisałaś o umieraniu, mam nadzieję, że jeszcze przedwcześnie...
OdpowiedzUsuńJesteś WIELKA ,WIELKI SZACUN,PODZIWIAM CIĘ MARZENKO!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że po ciężkich chwilach spędzonych niebawem,wyjrzy słońce i będziemy mogli cieszyć się Twoim cudem wyzdrowienia.
Tacy jak Ty nie mogą tak wcześnie odchodzić......
Pozdrawiam i do następnego razu...
Trzymaj się Kochana nadal dzielnie ,jesteśmy z Tobą Ata
To jest zabawne, ale Twoi czytacze dali potwierdzenie temu o czym piszesz powyżej;) Chciałaś pogadać z nami o śmierci, a każdy tutaj odgania te myśli od siebie, zbywając Cię błahym tekstem.
OdpowiedzUsuńUCIEKAJ STAMTĄD i żyj...
"aby życie było nie tyle długie, co szerokie"
OdpowiedzUsuńGenialnie ujęłaś to, co sama czasem odczuwam.
Posyłam uśmiech:)
Reniferowa
"zresztą chyba ważniejsze jest, aby życie było nie tyle długie, co szerokie"pozwoliłam sobie zacytować Ciebie,pięknie napisane Marzenko.Ja choruje na serce mam arytmie,bywało że kiedy łapał mnie atak strasznie się bałam że umrę,serce mi stanie albo pęknie od tej szybkości uderzeń i będzie koniec.Wiadomą rzeczą jest że przy chorobach serca strach nie jest sprzymieżeńcem wręcz przeciwnie,dlatego musiałam przestać bać się tak panicznie śmierci,zaakceptować ją jako etap,a takie posty jak twój mi w tym pomagają.Dziękuje Marzenko
OdpowiedzUsuńCzarny Zakiecik? Ej, ja mysle o jakiejs kolorowej sukience. Takiej ah! ze az chcialo by sie tanczyc.
OdpowiedzUsuńNadal szukam, tej wlasnie bo sezon w sklepach nie ten i
dwojka brzdacow nie moze zostac zupelnie sama na swiecie, wiec na mnie jeszcze nie czas.. Na Ciebie jeszcze tez nie, ale nie bedziesz mogla poczekac, to uklon sie ode mnie komu trzeba xx
Przytulam mocno i sle piosenke.
Trzymaj sie Malutka.
http://www.youtube.com/watch?v=EMsTSdHIJds&feature=share
Mialo byc: jak nie bedziesz mogla poczekac...
Usuńi piosenka sie nie naladowala...
Mumford&Sons- after the storm.
Dla Ciebie i mojej corci..
P.S. Ja sie boje...
ciągle myślę o śmierci. i dochodzę do wniosku, że dziwnie ten świat jest skonstruowany. śmierć przeraża. dlaczego przeraża?? czy dlatego że nic o niej nie wiemy? dlatego, że oznacza koniec? czy może przeciwnie - dlatego, że coś po niej może jeszcze być?
OdpowiedzUsuńnajczęściej myślę sobie - chciałabym nie umierać. ale zaraz potem cofam te słowa i myślę, że chciałabym żyć tyle ile mam żyć a potem po prostu zasnąć. i żeby to było wystarczająco długo, by moje dzieci dorosły.
chciałabym umrzeć przed moimi dziećmi.
śmierć wydaje się być przerażająca, czasem myślę, że bez sensu jest się rodzić, gdy wiadomo, że każdego czeka śmierć. ale jedno czuję na pewno - perspektywa nieśmiertelności i życia bez końca byłaby znacznie bardziej nie do zniesienia. a zwłaszcza, gdyby przytrafiło się to tylko mnie i musiałabym patrzyć jak odchodzą wszyscy, którzy są mi bliscy. mam wrażenie, że bez świadomości śmiertelności, tak bardzo trudno byłoby znaleźć smak życia i poczuć jego wartość. tak bardzo, że aż przestało by tę wartość mieć. i myślę, że ostatecznie śmierć to odpoczynek który na koniec się każdemu należy.
i z pewnością, gdybyśmy nie umierali, to nie mógłby istnieć świat w obecnym kształcie - nie moglibyśmy się rozmnażać. pewnie w ogóle by nas nie było. już od pokoleń nie byłoby narodzin.
przewrotne to życie jest, gdzie śmierć - tak przerażając - jest jego częścią, gdzie straszna jest zarówno myśl o śmierci, jak i o jej braku.
dla mnie śmierć jest jednak najstraszniejsza jako strata. jako strata najbliższych i tych których kocham i niezaprzeczalnie jako takiej boję się jej najbardziej! od kilku lat próbuję sobie wszystko w sobie poukładać po śmierci taty. wciąż jest trudno. ale nic tak bardzo nie odbiera mi oddechu jak myśl, że musiałabym przeżyć śmierć swoich dzieci. ta myśl dzień w dzień obsesyjnie drąży moją świadomość i ten strach odbiera mi radość z rodzicielstwa. nie wiem jak sobie z nim poradzić i na prawdę mam wrażenie, że w końcu doprowadzi mnie to do choroby psychicznej i unieszczęśliwi. ale czy ktoś może mi zagwarantować, że moim dzieciom nie grożą żadne choroby, wypadki, kataklizmy??
myślę o Tobie, dzielna kobieto. i ... bardzo bym chciała, żeby ta opowieść miała swój happy end. taki w powszechnym rozumieniu.
Nie boję się śmierci, boję się bólu, który tak często towarzyszy umieraniu....
OdpowiedzUsuńJa się nie boję śmierci.
OdpowiedzUsuńNie boję się śmierci, bo umarło mi moje maleńkie dziecko i mam nadzieję, że po niej spotkam się z Synkiem.
Owszem, chcę jeszcze pobyć trochę tutaj, coś przeżyć, ale wizja tego, że kiedyś będzie koniec już niespecjalnie mnie przeraża.
Jednak do takiego wniosku po prostu dorosłam, nie od zawsze tak mam.
Trzymam kciuki za Ciebie Marzenko, jesteś cudowną osobą i wspaniale piszesz. Życzę Ci wielu cudownych chwil w szerokim życiu.
Moja babcia zawsze miala w szafie sukienke do trumny. Odkad pamietam, czyli byla jeszcze calkiem mloda i zdrowa, ale prosta kobeta ze wsi pragmatycznie podchodzila do zycia. A smierc to nieodlaczna jego czesc. Sukienka co kilka lat byla zamieniana na nowa, bo babcia dozyla sedziwego wieku. Mysle ze to wybieranie sukienki to dobry etap oswajania smierci. I niech dla Ciebie nadejdzie tak pozno jak dla mojej babci.
OdpowiedzUsuńMoja babcia dokladnie tak samo, a ze jej corka byla krawcowa to oczywiscie co kilka lat musiala szyc cos nowego i tak do 90-tki babci :-)
UsuńTeż często irytuje mnie fakt, że śmierć jest tematem tabu. Gdybyśmy o niej częściej rozmawiali, na pewno i strach przed nią byłby mniejszy. Śmierć jest nieunikniona, więc mówmy o niej już za życia, by móc je dostatecznie docenić.
OdpowiedzUsuńTo nie Twój czas na śmierć Marzenko, czuję to. Wciąż się za Ciebie modlę i myślami wysyłam zapasy energii :)Zaśmiej się tej chemii prosto w twarz!;)
Rzeczywiście śmierć jest tematem tabu, udajemy że nas to nie spotka. A przecież spotka każdego. I zgadzam się z tym, że świadomość śmierci nadaje głębię życiu.
OdpowiedzUsuńJak najwięcej doświadczania tej głębi i radości z tego co tu i teraz jest życzę (nawet mimo chemii, nawet mimo izolatki).
Piszesz fantastycznie!
Przeczytam ten post jeszcze kilka razy. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńA mnie się osobiście wydaje, że problem ze śmiercią jest taki, że boimy się nie tego, że bliska osoba umrze, a tego, że MY sami nie będziemy już jej MIEĆ. Niestety.. śmierć jest egoistyczna. Bo osoba, która odchodzi, zostawia cały świat, wszystkich najbliższych.. tak jakby mówiła: teraz sobie musicie sami radzić. I chyba najbardziej ogarnia nas strach tej pustki, tego przywiązania do drugiej osoby. Tego, że nie usłyszymy głosu, nie dotkniemy, nie będziemy widzieć błysku w oku, nie usłyszymy śmiechu, wrzasków, czy słów KOCHAM CIĘ. Będziemy słyszeć jedynie ciszę.
OdpowiedzUsuńŚmierć jest egoistyczna, dlatego nawet chory musi myśleć o sobie! O tym, że to On stoczy potworną walkę... zwycięską zakończoną wielką radością... A na umieranie jezcze będzie pora!
Z przyjemnością przeczytałam wszystkie Twoje wpisy, styl pisania jakim operujesz jest niesamowity, piszesz w sposób zabawny o sprawach poważnych jednak ujmujesz wszystkie aspekty swojej choroby. Bardzo podziwiam Ciebie w walce z chorobą,że jesteś taka dzielna i tak dojrzała, chcę Cię serdecznie pozdrowić i chce abyś wiedziała ,że wiele osób wie ,że takie osoby jak ty muszą wygrać i wygrają, w ogóle to dzięki ,że się odezwałaś,czekałam na wiadomość od Ciebie, ściskam:)
OdpowiedzUsuńDroga Marzenko:) doskonale Cię rozumiem i wiem o czym piszesz...ja także przed alloprzeszczepem-załatwiłam to co mogłam załatwić...na wypadek, gdyby żadnego "po przeszczepie" nie było, bo też liczyłam się z tym, że mogę umrzeć-a w trakcie pobytu na izolatce ja po allo przeżyłam a mój "sąsiad" z izolatki obok po auto odszedł:( Tak, że nie trać proszę nadziei, bo nie zbadane są wyroki Boże-chociaż te głębokie przemyślenia o umieraniu na pewno uodpornią Cię na przyszłość, bo przecież kiedyś i tak dla każdej z nas nadejdzie ten moment a wtedy my już do tego etapu będziemy lepiej przygotowane:) Całusy ślę Tobie na dobranoc:)
OdpowiedzUsuńPoruszający wpis. Ubranko na maturę hmm - nie kojarzy mi się pozytywnie, więc rozumiem praktyczne podejście. Wiesz, jeśli chodzi o te plany na przyszłość - szczęśliwego, rodzinnego życia, to czasem i bez ciężkiej choroby trzeba je pożegnać. Jestem od Ciebie starsza, a tak wyszło, że muszę żyć po śmierci moich planów i nadziei - to też dosyć specyficzne doświadczenie. Za Ciebie trzymam kciuki z całego serca. Żeby udało się wyjść z choroby i dalej cieszyć się życiem i spełnić wszystkie marzenia. Bardzo Ci tego życzę. Niech los Ci sprzyja dzielna dziewczyno.
OdpowiedzUsuńOoo, dwa posty w przeciągu zaledwie kilku dni - fajnie!:) Czy to znaczy, że teraz będziesz pisać częściej?;-). Masz naprawdę dar do pisania, może powinnaś pomyśleć nad napisaniem jakiejś książki?:) Bardzo, bardzo lubię Cię czytać. Jesteś moją ulubienicą wśród blogerów.
OdpowiedzUsuńA śmierci się boimy, bo boimy się tego, co jest po... Bo nie jesteśmy pewni tego, co jest po.. Wbrew temu, co mówią religie wszelakie i tak się boimy, bo tak naprawdę mało kto z nas głęboko WIERZY, że po śmierci jest LEPIEJ. Chcemy wierzyć, ale nie umiemy. Stąd ten strach. Naprawdę szczęśliwi są ci, co potrafią uwierzyć w Krainę Wiecznych Łowów. Zazdroszczę im.
Choć przecież, jak ktoś gdzieś napisał: tyle religii nie może się mylić!
Trzymaj się, Marzeno. I pisz do nas. Pisz jak najczęściej i jak najwięcej!:)
Magda
"Tyle religii nie może się mylić"- to słowa Piotra- Niemęża Chustki, czyli Joasi Sałygi z bloga "Do czego przyda się Chustka".
UsuńJoanna
Moja śp.Mama (rocznik przedwojenny) mawiała,że "tu na ziemi to tylko dzierżawa".Wyszła za mąż w 1938 roku,za rok wybuchła wojna,okupacja trwająca 5 lat (miała wtedy 25 + 5 lat okupacji)ciągle na "warcie",żeby przeżyć,żeby wyżywić rodzinę(Ojciec był w niewoli)potem jeszcze gorsze czasy powojenne.Ale odkąd pamiętam zawsze z Bogiem i mówiła "Kto z Bogiem to i Bóg z nim".A faktycznie ile razy z najtrudniejszych sytuacji,jakoś wychodziła bez szwanku,jakby KTOŚ czuwał.
OdpowiedzUsuńTo z powodu wiary,nigdy nie załamywała się.Jak wspomnę to podziwiam,ile wtedy przeciwności trzeba było pokonać,ale zawsze z nadzieją.
Pamiętam,że rozmawiałyśmy o śmierci niejednokrotnie i sny przeróżne i wspomnienia mojej Mamy o Jej przodkach o śmierci.No wielka tajemnica.Ale ostatnio jak rozmyślałam o nas tj.o mojej Mamie i mnie i o naszym życiu tu na ziemi,to wpadła mi kartka w rękę,(jak przeglądałam zdjęcia i notatki) pisana Jej charakterem pisma "Zaraz wracam" i podpis.Schowałam kiedyś tę kartkę(która,kiedyś była w drzwiach Jej mieszkania) nie wiedząc,że będzie mi taką pamiątką a zarazem drogowskazem.Uważam,że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i cuda się zdarzają.
Jak było ciężko,poprostu nieraz beznadziejnie,to jakiś duch w Nią wstępował i mówiła "Przez cierpienia do Zwycięstwa" i teraz ja się tego trzymam i moim dzieciom też tak mówię i Tobie Marzenko powiem "Przez cierpienia do zwycięstwa i do wyzdrowienia"Pozdrawiam i będę podczytywać Twojego bloga.Inga
"Świadomość śmierci pobudza do życia"
OdpowiedzUsuńpiekne slowa
UsuńNie moje ;) Paulo Coelho "Weronika postanawia umrzeć".
UsuńPowoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia, powtarzając każdego dnia te same drogi, kto nigdy nie zmienia punktów odniesienia, kto nigdy nie zmienia koloru swojego ubioru, kto nigdy nie rozmawia z nieznajomymi.
OdpowiedzUsuńPowoli umiera ten, kto unika w swoim życiu pasji, kto zawsze przedkłada czarne nad białe i poszczególne chwile nad całą paletę emocji, które powodują, że błyszczą oczy, że na twarzy pojawia się uśmiech, że serce bije mocniej w konfrontacji z błędami i uczuciami.
Powoli umiera ten, kto nie wywraca stołu, kto jest nieszczęśliwy z pracy, kto nie ryzykuje pewności dla niepewności realizacji marzeń, kto nigdy, choćby raz w życiu, nie odłożył na bok racjonalności.
Powoli umiera ten, kto nie podróżuje, kto nie czyta, kto nie słucha muzyki, kto nie znajduje dobra w sobie.
Powoli umiera ten, kto niszczy swą miłość własną, kto znikąd nie chce przyjąć pomocy, kto idzie przez życie narzekając na własne nieszczęście i na deszcz, który pada.
Powoli umiera ten, kto rezygnuje z projektu przed rozpoczęciem go, kto nie pyta o to, czego nie rozumie i nie odpowiada, kiedy zna odpowiedz.
zyjesz i bedziesz zyc czy to tutaj czy pietro wyzej. Dla swoich bliskich zawsze tu bedziesz. Piekny blog. Natknelam sie na niego przez Karole z chichot zycia. Bardzo boje sie smierci i bardzo chciala bym przeczytac ten artykul w zwierciadle ale jako ze nie mieszkam w pl nie mam dostepu do tego typu prasy. Zajerze tu jeszcze nie raz. Trzymaj sie dzielnie Malenka. Buziaki z Londynu
Sylwia
Trzymam kciuki Marzenko...
OdpowiedzUsuńSylwia
Marzenko, wiesz? Ty mądra dziewczyna jesteś. Można się od Ciebie wiele nauczyć. Dobre myśli i energię przesyłam, Katka
OdpowiedzUsuńŁadnie piszesz. Temat mało zabawny, ale pióro lekkie;-)
OdpowiedzUsuńPowodzenia
Marta
Marzenko, Ty będziesz jak moja koleżanka.
OdpowiedzUsuńWykryto u niej bardzo agresywnego raka. Dzielnie walczyła, pomimo niezbyt optymistycznych prognoz. Obecnie matka trójki świetnych dzieciaków, od 9 lat badania kontrolne pokazują, ze pogoniła raka "gdzie raki zimują" :))
U Ciebie też tak będzie. Świetnie piszesz, więc mała prośba: jak wyzdrowiejesz nie porzucaj pisania bloga.Masz talent :)) Pozdrawiam z Wro.
Bardzo madry wpis. Od dzis bede postrzegac proces odchodzenia jako czas podziekowania za to co w moim zyciu dobre a nie czas rozpamietywania czego jeszcze nie zrobilam. Dziekuje Ci za to i zycze sily do walki oraz zwyciestwa. Mysle codziennie i podziwiam za madrosc, talent i urode. Kasia
OdpowiedzUsuńMyślę o Tobie ...
OdpowiedzUsuńDla mnie smierć jest przerazająca moze dlatego że, jak na razie, nie próbowałam się z nią zmierzyć tak jak Ty to robisz teraz. Chylę czoła. Podziwiam mądrość i opanowanie. Chłonę i się uczę. Ale przede wszystkim trzymam kciuki i odmawiam paciorki bo jesteś świetną, bardzo młodą jeszcze dziewczyną i jestem przekonana, że do "najstarszej stasości" będziesz nas- czytelników zachwycała super-postami - nie koniecznie juz o tematyce rakowej :-).
OdpowiedzUsuńMarzenko, co by tu powiedzieć, żeby nie obrazić Twojej inteligencji i samej się nie zbłaźnić...?
OdpowiedzUsuńChyba nie zostaje Ci nic innego, jak walczyć. W mojej rodzinie jest kobieta, której (chłoniak) nie dawano wielu szans, ale dzięki Bogu wszystko jest ok już od ponad 10 lat.Pisz częściej, co masz robić w tej izolatce?:) Razem będzie łatwiej to wytrzymać.
Marta
Świetny wpis.
OdpowiedzUsuńPo śmierci swojej Mamy, nawiasem mówiąc zbyt młodej, jak na "ogólnie przyjęte wzorce umierania" przemyślałam wiele rzeczy i doszłam do podobnych, jak Ty wniosków.
Wiem w czym chcę być pochowana (w swoich ukochanych, czarnych szpilkach i fioletowej, krótkiej sukience) i że w trumnie chcę mieć pomalowane na zielono paznokcie. Co jednak znacznie najważniejsze chcę umierać ciesząc się z tego, co przeżyłam, a nie żałując, że coś mnie omija. Zresztą zawsze będzie coś, co mnie ominie. Na przykład nie pojadę na Karaiby, nie zobaczę wschodu słońca w Chinach albo nie będę miała piątki dzieci i trzech psów. Ale na pewno w chwili śmierci chcę być szczęśliwa i pogodzona z samą sobą.
I dlatego, na wszelki wypadek, codziennie mówię mężowi, że go kocham, codziennie głaszczę psa i codziennie dzwonię do Taty. Bo nie każdy ma swego rodzaju przywilej "zaplanowanego umierania". Niektórzy odchodzą zanim jeszcze zapalony przez nich papieros skończy się tlić.
Nie wiem który z rodzajów śmierci jest lepszy, ale wiem jedno: życie może skończyć się w każdym momencie i dlatego należy czerpać z niego pełnymi garściami pławiąc się w miłości do innych i miłości od innych :)
Tak czy inaczej trzymam za Ciebie kciuki Wspaniała Kobieto. Fajnie, że jesteś i fajnie, że tak fajnie piszesz ;)
Jestes w moich modlitwach. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPuk puk. Trafiłam tu jakiś czas temu od Chustki i postanowiłam w końcu napisać komentarz. Jestem pod wrażeniem Twojej osoby, podejścia do choroby oraz Twojego stylu pisania. Zamierzam tu długo zostać, więc lepiej nigdzie się nie wybieraj! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMyślę o Tobie. Przypadek sprawił, że znalazłam tego bloga. Podobno nie ma przypadków. Myślę o tym, że teraz, w chwili, gdy to piszę, jesteś gdzieś tam, samotna. Walczysz. Cierpisz. Choćby nie wiem ile wpisów, nie wiem ilu ludzi za murami, nie wiem, ile miłości... I tak każdy jest sam ze swoim bólem. Jak Ty, jak mój mąż, jak wszyscy, którzy wpadli w to gówno:(( Przepraszam. Mój gniew Tobie nie pomoże. Ale może energia tych wszystkich myśli, tych ludzi, którzy się modlą i zaciskają palce - tak. Żyj!
OdpowiedzUsuńZaglądam, sprawdzam..., jak Ci tam ?? Walczysz ?? Może jakaś krótka wiadomość...między bólem, miską i kolejną porcją chemii ?? Martwi mnie ten brak wiadomości :* Ściskam i bliska myślami jestem :*
OdpowiedzUsuńCzekam na info i czekam a Ty milczysz...
OdpowiedzUsuńBoję się nie samej śmierci,lecz bólu i utraty kontroli nad własnym ciałem,ale przede wszystkim utraty tych,których kocham. Wierzę,że nasze życie tutaj to tylko fragment podróży.Wierzę,że po opuszczeniu ziemskiego ciała udajemy się w dalsza drogę. Nie możemy tak zwyczajnie zniknąć, przestać być już na zawsze
OdpowiedzUsuńKochana Dobra, Mądra, Piękna Dziewczyno!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu zupełnie przypadkiem dziś rano, czytałam wszystko z podziwem dla Twojego stanu ducha, ja pewnie bym tak nie potrafiła. Normalne, że w obecnym stanie rzeczy ten wpis ma taki a nie inny wydźwięk. Nie wiem co napisać poza tym, że w jakiś dziwny sposób wiem, że bardzo, bardzo, tak z całego serca pragną żeby się udało. Chcę żebyś wiedziała, że jesteś fantastyczną osobą, mocno zaciskam kciuki i powieki. Bądź.
Agnieszka
Dziewczyno! Urzekasz mądrością! Trafiłam do Ciebie z cudzego linku i zostaję. Będę Ci zaciekle kibicować - i pewnie też uczyć się żyć od Ciebie. Wielki szacun, Mała!
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Powodzenia Marzenko! Madra, piękna i inteligenta z Ciebie kobietka.Trzymam mocno kciuki, żeby było już tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńMarzenko, czytam Twojego bloga, też jestem chora na ziarnicę.. Trzymam za Ciebie kciuki i czekam na następny post! W.
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie zarejestrowałam się, jako dawca. Mam nadzieję, że będę mogła komuś pomóc. Tak mało potrzeba aby uratować komuś życie, wystarczy odrobina chęci. Mam nadzieję, że coraz więcej naszych rodaków będzie chciało dać komuś szansę.
OdpowiedzUsuń