Grzebię w szafie.
Nie ma, nie ma, nie ma. Kolor czarny nie występuje. Tylko ta garsonka na swój
pogrzeb. Niech wisi i czuje się niepotrzebna. Pożyczam czarną bluzkę od mamy.
Wsiadam w autobus. Jadę spotkać się z Igą.
Po dwóch
godzinach podróży docieram do kościoła i dopiero wtedy dochodzi do mnie,
dlaczego tu przyjechałam. Wchodzę i zostaje oszołomiona widokiem. Przecież
wiedziałam, że to pogrzeb Igi. Dlaczego więc zszokował mnie widok trumny w
kwiatach? Słabnę. Właśnie dotarło do mnie, że Iga nie żyje. Jej kokieteryjny
uśmiech w drewnianej ramce aż prosi się o odwzajemnienie. Wciągam fragmenty
zimnego, kościelnego powietrza, płacz kroi wdech na kawałeczki. Nie siadam z
tyłu, jak przystoi niekrewnemu. Chcę być blisko Igi.
Przecież jeszcze
niedawno rozmawiałam z Igą. - Jak się czujesz? – Dobrze/ masakra/ nawet nawet/
szału nie ma. Wymieniłam z nią niejednego wylewnego sms-a : -Jak tam?. –Szkoda
gadać. Teraz siedzę w ławce i zastanawiam się, co chciałabym jej powiedzieć.
Zastanawiam się, ile jeszcze siedzi tu ze mną osób, które tak jak ja chcą ufać,
że jeszcze jest sens mówić. Kościół wypełnił się wierzącymi- że nie jest za
późno na słowo, które nie zostało wypowiedziane. Z braku czasu albo odwagi.
W drugiej ławce siedzi on- miłość życia Igi.
Po pogrzebie wróci do siebie, choć nie szybko do siebie dojdzie. Został- jak
kot w pustym mieszkaniu.
Najtrudniejszy
dla mnie moment pogrzebu: złożenie trumny do grobu i ostatnie "pa
Kochana". Iga znika z horyzontu, przyjmuje ją ziemia, po której już nie będzie
twardo stąpać. Stoją i patrzą- Odrętwieni, Niedowierzający, Porzuceni, Rozżaleni,
Niepożegnani. Stoją i starają się głośno
nie płakać. Stoją i pilnują, aby spuszczone ze smyczy kontroli mięśnie twarzy nie uformowały grymasu
rozpaczy. A więc odeszła, poszła, nie wróci już. Zostały tylko niedokończone
rozmowy i niedokończone młode życie.
Przygląda mi się
jakaś kobieta. Podchodzi. – Pani Grażyna?
– Nie, Marzena- odpowiadam. A Pani jest mamą Doroty?- pytam. Nieoczekiwanie na pogrzebie Igi spotkałam
rodziców Dorotki, dziewczyny, której nigdy
na oczy nie widziałam, choć rozmawiałam z nią nie raz. Była przyjaciółką Igi, jej
bratnią duszą ze szpitala. Czasami w trójkę wisiałyśmy na telefonie i
porozumiewałyśmy się pomiędzy swoimi izolatkami licytując się, która ma
twardsze łóżko. Dużo łączyło nasze trio. Wszystkie związałyśmy się na poważnie
z Chłoniakiem i jako lojalne wobec siebie kobiety regularnie obmawiałyśmy tego
niegodziwca, który uprawiał nierząd zaciągając do szpitalnego łóżka nas i inne młode
niewiasty.
Z Dorotą byłyśmy
w tym samym czasie w szpitalu na przeszczepie szpiku. Ja wróciłam do domu, ona
nie. Nie mogłam być na jej pogrzebie i
bardzo żałowałam. Proszę więc jej rodziców,
żeby mnie do niej zabrali. Wysiadamy z samochodu. Jestem. Witam się. Nie lubię,
jak ktoś nie odpowiada mi cześć. Tak, ja też chcę żebyś mnie słyszała.
Każdy z bliskich
Igi i Dory został sam- trochę albo całkiem. Jak „Kot w pustym mieszkaniu”
Szymborskiej.
Umrzeć - tego nie
robi się kotu.
Bo co ma począć
kot
w pustym
mieszkaniu.
Wdrapywać się na
ściany.
Ocierać między
meblami.
Nic niby tu nie
zmienione,
a jednak
pozamieniane.
Niby nie
przesunięte,
a jednak
porozsuwane.
I wieczorami
lampa już nie świeci.
Słychać kroki na
schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie
rybę na talerzyk,
także nie ta, co
kładła.
Coś się tu nie
zaczyna
w swojej zwykłej
porze.
Coś się tu nie
odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i
był,
a potem nagle
zniknął
i uporczywie go
nie ma.
Do wszystkich
szaf się zajrzało.
Przez półki
przebiegło.
Wcisnęło się pod
dywan i sprawdziło.
Nawet złamało
zakaz
i rozrzuciło
papiery.
Co więcej jest do
zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko
wróci,
niech no się
pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem
nie można.
Będzie się szło w
jego stronę
jakby się wcale
nie chciało,
pomalutku,
na bardzo
obrażonych łapach.
I żadnych skoków
pisków na początek.
Przeszły mnie ciarki po całym ciele. Brak słów...
OdpowiedzUsuńDzis czuje sie podobnie! Nie rozumien smierci niesprawiedliwej czyli takiej gdy odchodzi mloda osoba lub dziecko!!!
OdpowiedzUsuńMarzena, posluchalam wlasnie repotazu o Tobie w Trojce. Jestes niesamowita osoba. Trzymaj sie!
OdpowiedzUsuńWitaj Marzeno!
OdpowiedzUsuńChcę utworzyć projekt, którego bohaterkami będą kobiety borykające sie z problemem choroby nowotworowej, dlatego chciałabym Cię prosić o pomoc. Bardzo Cię proszę, odezwij się do mnie na kdymitruczuk@gmail.com, a wszystko Ci wytłumaczę.
K.
Marzenko czytam Cie i wysluchalam Twojego reportazu i wierze ze Ci sie uda bo zreszta nie ma innej opcji.Ja tez walcylam ze smieciuchem poki co sie udalo i wierze,ze juz nie wroci ,dostal zdrowo popalic ode mnie .Pozdrawiam i 3mam kciuki
OdpowiedzUsuńMarzena, chcialabym Cie przeprosic za moje niemile zachowanie i podejrzenia w stosunku do Ciebie. Pojechalam na fali eksmisji sublokatora. Bardzo Cie przepraszam i serdecznie pzdr, Ela
OdpowiedzUsuńchyle czola za postawe!!!!!kazdy popelnia bledy, wazne jest aby miec cywilna odwage i sie do nich przyznac.pozdrawiam
Usuńja także mam dreszcze po przeczytaniu tego posta... I właściwie jak zwykle nie wiem co napisać... śmierć zostawia po sobie pustkę nie do zastąpienia i ciszę... tą okrutną, przerażającą ciszę...
OdpowiedzUsuńZłościmy się, gniewamy, smucimy. Podobno to normalne w obliczu śmierci. Ale to tylko puste słowa w moich ustach, bo co ja mogę o niej wiedzieć? Każdy Twój wpis czyta się z ciarkami i łzami w oczach. Nie jest łatwo czytać bądź co bądź o ciężkiej chorobie i śmierci Twoich przyjaciół. Dajesz siłę innym. Pokazujesz jak bardzo warto żyć. Może zabrzmi to dość egoistycznie, ale wiele się zmienia w moim myśleniu odnośnie życia dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Ciebie Marzenko! Na pewno się uda!
Witaj Marzeno:)Nie znamy się,ale mieszkamy blisko siebie.Odkąd się o Tobie dowiedziałam,zaczęłam śledzić Twojego bloga.Każdego dnia na niego zaglądam i czekam na kolejny wpis,który dziś zobaczyłam:)Posłuchałam Twojego reportażu i muszę Ci napisać,że dodajesz mi wiary,swoją siłą i pogodą ducha,pozwalasz patrzeć na moje problemy życia codziennego inaczej.Chociaż moje problemy,to jest nic w porównaniu z taką chorobą.Podziwiam Cię,za Twój uśmiech,którym mnie zarażasz,za siłę,którą dajesz innym i wiarę,która umacnia.Dużo się od Ciebie uczę,staram się brać z Ciebie przykład.Dobrze,że jesteś:)
OdpowiedzUsuńzagubiona
Marzenko, aż się rozryczałam. Niechże ten niegodziwiec w końcu zostawi młode niewiasty...
OdpowiedzUsuńNie znamy się, ale odkąd o Tobie usłyszałam pilnie śledzę Twojego bloga.
Jesteś tak niezwykle ciepłą i pozytywną osobą...
Cieszę się, ze są na świecie ludzie tacy jak Ty.
Ściskam i pozdrawiam.
Ten kot pomimo wszystko ma się dobrze...I my też mamy się dobrze. Oddychamy, ruszamy się, rozmawiamy... jesteśmy
OdpowiedzUsuń"Pan Bóg zabiera ludzi w najlepszym momencie"-powiedziala matka ośmiorga dzieci na pogrzebie męża. A po latach wyznala, że wyplynęlo z tego wiele dobra:)
Dziwnymi drogami prowadzi nas Bóg, ale zawsze do celu:)
Słuchałam o Tobie wczoraj w Trójce, jesteś niesamowitym wulkanem pozytywnej energii! Życzę dużo zdrowia, mam nadzieję, że brakująca kwota niedługo się uzbiera. Sama dorzucam parę groszy;) Serdecznie pozdrawiam, Magda
OdpowiedzUsuńPani Marzeno!
OdpowiedzUsuńNADZIEJA UMIERA OSTATNIA!
To, że odeszły koleżanki z szpitalnej sali nie świadczy o Pani losie. On nie jest przesądzony. To póki co zagrożenie. Ile Pani zrobiła rzeczy, o których wcześniej nie myślała? Ilu dobrych i życzliwych ludzi poznała? Co nas nie zabije to nas wzmocni!!!!!
Jestem pewna, że Pani zwycięży a wtedy spotkamy się na lodach i pogadamy o paraliżującym strachu post factum.
Irena
Marzenko, ja również Ciebie nie znam, ale śledzę Twój blog w miarę regularnie. Mam ogromną nadzieję, że Tobie się uda! Bo któż ma większe prawo do życia niż ludzie, którzy kochają je ponad wszystko?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco,
Maryśka
Kochana Marzeno , wiem że to jaka jesteś dzieje się również " dzięki " ( sorki za to słowo) Twojej chorobie.To hatruje i dodaje sił . Walcząc o siebie pomagasz walczyć innym, zawiązujesz przyjaźnie na całe życie ... i jeszcze dalej. Właściwie niepotrzebnie to piszę, bo to sprawy oczywiste , ale piszę o tym bo wiem że wygrasz ... na bank , 100 % i jeszcze więcej . A jak ja coś czuję , to nie ma zmiłuj . Buziaków tysiące i jeden więcej w ramach premii za słońce w Twoim uśmiechu - Jola W.
OdpowiedzUsuńKurcze, niby zostaliśmy sprowadzeni na ten świat bez naszej zgody, budzimy się kolejnego dnia , rozpychamy poranki - a odejście, odejście pozostawia tak straszna pustkę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
jak idzie zbiórka?
OdpowiedzUsuńile jeszcze brakuje?
po wielu informacjach w mediach zaległa cisza... szkoda
pozdrawiam, Joanna