Poszłam
kiedyś na spacer do parku i zobaczyłam faceta w dresie, który bawił się ze
swoim bokserem, a że uwielbiam psy to zagadałam do faceta w dresie i spytałam,
czy też się mogę z jego adehadowym czworołapem pobawić. Podczas godziny
biegania za psem i rzucania mu lakierowanego śliną patyka przekonałam się o tym, że ten zwykły
facet w dresie i jego bokser nie byli postawieni na mojej drodze przypadkiem. Adehadowiec pewnie by temu zaprzeczył, gdyż na jego drodze wyłącznie patyk mógł znaleźć się nieprzypadkowo.
Facet w dresie okazał się być wykładowcą filozofii na jednym z uniwersytetów i nie wiedział nawet, że ta gówniara,
która go zaczepiła, dopiero co wyszła ze szpitala po kolejnym autoprzeszczepie szpiku,
dowiedziała się, że mimo trudów leczenia i tak niebawem umrze na raka, poszła
więc sobie do parku trochę pobeczeć i zadać drzewom pytanie "po co to
wszystko?". Długo sobie gawędziłam z facetem w dresie o rzeczach ważnych,
nim dowiedziałam się, skąd pochodzi jego wiedza i wnikliwość. Ja jednak do
końca ukrywałam swoją chorobę. Również pod turbanem. Facet w dresie nawet nie
wiedział jak bardzo to, co mówi, było mi właśnie potrzebne. Opowiedział mi m.in
o takim gościu, który- bardziej niż na spacery do parku- lubił chodzić na dziwki.
Polecił mi jego pamiętnik... "Wyznania Świętego Augustyna".
Pomyślałam potem: jak dobrze, że facet w dresie miał nadpobudliwego psychoruchowo boksera. Inaczej nie podeszłabym i nie zagaiła. Nie zadziałoby się, to co się zadziało, nie byłoby
tej rozmowy, a ja błąkałabym się po parku, szlochała i szukała choć jednego suchego fragmentu już sto razy użytej jednorazowej chusteczki. Przy okazji oszczędziłam Bogu ducha winnym drzewom zamęczenia pytaniami retorycznymi.
Czasami
rozmowa z mądrym człowiekiem to jak rozmowa z Bogiem. Za takie rozmowy jak
tamta oraz jak ta, którą opublikowała Wyborcza mówię DZIĘKUJĘ.
Nic nie dzieję się bez przyczyny również to spotkanie nie było przypadkowe. Rozmowa z obcym człowiekiem może czasami więcej dać niż z kimś bliskim tym bardziej, że nie znał ciebie i twojej historii.
OdpowiedzUsuńwłąśnie mam teraz taka sytuację, że wiem, że nic nie dzieje się przypadkiem
OdpowiedzUsuńbedę jutro mogła porozmawiać z kimś mądrym i umiejącym słuchać, jak ten Twój facet w dresie
gdyby nie przypadek, ekhm, nie byloby to mozliwe
sciskam Cie mocno i nieprzypadkowo
Marzenko, rozumiem każdą literkę którą napisałaś a to nieczęsto się zdarza. Wiem, że nie mogę się równać z Tobą bo jestem zdrowa
OdpowiedzUsuń( jeszcze) , ale ile razy dostawałam w dupę od życia tyle razy .... po raz kolejny przekonałam się, że WSZYSTKO DZIEJE SIĘ PO COŚ ... Masz takie piękne imię , skoro ktoś Ci je dał , to niech Pan Bóg sprawi żeby Marzeno spełniło się Twoje marzenie o zdrowiu. Przytulam delikatnie i proszę, wychodź często na spacery i powiedz temu Panu .......
Czytam cie Marzenko I modle sie.masz duzo sily.podziwiam I szanuje.ostatnio poznalam malzenstwo po 30.maja dwojke dzieci.miesiac temu on zdiagnozowany Rak krwi.zaraz po diagnozie poszli do kliniki oddac sperme, chca jeszcze miec dziecko.on zaczal chemie.mowi ze choroba nauczyla go tego jak bardzo trzeba celebrowac kazdy dzien I ze zwyciezy.dla Niej I dzieci.
OdpowiedzUsuńZycze ci zdrowia I sily.
I czasami takie przypadkowe spotkania okazują się być najlepszym co mogło się nam przytrafić :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawe ile osób poznało się właśnie dzięki naszym czworonogom? :)
Marzenko, czytam Cię cichutko od dawna i Twoje słowa bardzo są mi bliskie, bo też błądzę czasem po parku i zadaję drzewom podobne pytania. To dwudziesta trzecia wiosna mojego życia, a na złość statystykom chciałoby się przeżyć tych wiosen jeszcze całe krocie, więc szepcę cicho te zaklęcia, nawołuję to co dobre i nie tracę wiary. Ślę majowe uściski i dwie garstki nadziei na cały tydzień!
OdpowiedzUsuńBardzo fajna historia z tym panem w dresie :). Warto jest przelamac stereotypy czy niesmialosc bo kazdy moze nam tyle dac... Dzieki, Marzeno, za inspirujacy wpis, trzymaj sie mocno...
OdpowiedzUsuńUsciski
Jak pięknie napisałaś,że rozmowa z drugim człowiekiem to czasami jak rozmowa z Bogiem..też tego doświadczam....a bardziej intensywnie gdy zachorowałam..
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę:):)
I ja DZIĘKUJĘ. Za wszystkie Twoje słowa i za rozmowę, którą opublikowała Wyborcza.
OdpowiedzUsuńKasia