wtorek, 23 czerwca 2015

Pod znakiem zapytania

- Jestem zobowiązana poinformować panią, że w obszar, który będzie napromieniowany wchodzą między innymi jajniki i że niestety radioterapia spowoduje trwałą utratę ich czynności rozrodczych i hormonalnych... - oznajmiła ze szczerą empatią pani radiolog.
- To w takim razie nic się nie zmieni. Jestem bezpłodna, przeszłam menopauze już 2 lata temu... - odpowiedziałam niby niewzruszona.
- A skąd Pani wie, że jest Pani bezpłodna?
- Bo robiłam badania. Nawet dwa razy, bo nie mogłam uwierzyć w pierwsze wyniki. Ginekolog powiedział, że po chemioterapii, którą przeszłam trudno liczyć na to, że sytuacja się zmieni.
- Ale po chemioterapii zdarzają się cuda. Bywa, że mimo leczenia tak silnymi cytostatykami kobiety zachodzą w ciążę. Są to wyjątki, ale są. Faktycznie leczenie, które Pani przeszła nie daje większych nadziei. Niestety po radioterapii jajników...
- Cuda się nie zdarzają? - zapytałam retorycznie.

Przyjęłam. Akceptuje. Miałam kupę czasu, żeby pogodzić się z tym, że nigdy nie urodzę, nie będę miała pamiątkowych rozstępów na brzuchu i dużych, pełnych mleka piersi, a miłość o której marzę nie będzie brzemienna w skutkach. Udało mi się nawet przekonać samą siebie, że da się z tym żyć. Przełknęłam tę wiadomość, choć wcześniej stanęła mi jak ość w gardle. Wstyd który poczułam i poczucie bycia wykastrowanym, nie mogącym dać owocu drzewem był straszliwy. Moja kobieca tożsamość stanęła pod znakiem zapytania. A pod znakiem zapytania jest tylko kropka. Koniec i kropka.

Kastracja chemiczna. Tak bym to nazwała. Walisz w żyły chemię, ona wali we wszystkie szybko rozwijające się komórki. Rozwala jednak nie tylko te nowotworowe, ale każde inne, które mają wysoki metabolizm, jak chociażby komórki włosów czy komórki jajowe. Terapia przeciwnowotworowa jest terapią anarchistyczną i działa na zasadze "fuck the system". Rozwalić wszystko! Nie będzie niczego- jak powiedziałby pan Kononowicz. Oczywiście intencje są dobre- rozpiepszyć raka. Niestety chemioterapia to jak strzelanie z torpedy do muchy. Może i trafisz, ale rozwalisz też wszystko w okół. Możesz też rozwalić wszystko wokół, a mucha i tak umknie. Legendy głoszą, że ktoś trafił w muchę nie uszkadzając tynku.

Od czterech lat torpeduje organizm powoli doprowadzając go do ruiny, a mucha, jakby przygotowana na atak, spokojnie i nieśpiesznie umyka i jak tylko odłożę klapkę- wraca. Trudno pogodzić mi się z bezowocnością terapii onkologicznej, a jeszcze trudniej pogodzić mi się z tym, że jeśli kiedyś wyzdrowieje, to wtedy czeka mnie życie bez rodziny. Nie będę miała dzieci, więc nie będę miała również wnuków i prawnuków... Nie, nie zgadzam się! Chcę dostać laurkę na dzień babci!

Tak, wiem. Jest jeszcze adopcja. Niestety jest zarezerwowana dla osób, które nie miały przeszłości onkologicznej. Choć prawo takich osób nie dyskwalifikuje, rzeczywistość to weryfikuje. Wygląda na to, że żeby założyć rodzinę, będę musiała odpalić Simsy.





51 komentarzy:

  1. Marzeno... nie umiem wyrazić jak bardzo mi przykro czytając ten wpis.
    Za chwilę przechodzę na własne życzenie profilaktyczną owariektomię. Muszę wyprzedzić kolejnego raka, nie dać mu szans tym razem. Bardzo pragnęłam drugiego dziecka, ale rak mi je odebrał. Teraz sama odbieram sobie tą szansę, ponieważ ponad wszystko pragnę żyć.
    Z jednej strony wiem co czujesz, lecz Ty rzekłabyś pewnie "gówno prawda, masz jedno!". Jedno mam, ale wiem jednocześnie jak boli pragnienie, które nie ma szans spełnienia. Umiem wyobrazić sobie co czujesz ;-(
    Życzę Ci aby jednak Bóg dał Ci spokój w sercu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro "leczenie" konwencjonalne nic nie daje, oprócz dewastacji organizmu, to po co je kontynuować i dobijać się?
    http://domyzdrowienia.org.pl/bezplatne-konsultacje.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm...musi być jakieś wyjście . Gdybanie ma to do siebie że można scenariusze różne rysować nawet te zdawałoby się nierealne.....ale ćzy życie nie pokazuje nam czasem figi ? :) Kto wie czy "nabytek" taki lub inny Ci się nie przytrafi w pakiecie ..... Kto wie kto wie.... Tymczasem jest here and now , i jest jakie jest ale też łeb masz nie od parady dziewczyno i jak mawiają u mnie na wsi sroce spod ogona nie wyskoczyłaś i coś mnie mówi że duuuużo Cie jeszcze w życiu czeka......

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi przykro...a zrozumiałam Cię doskonale, bo jestem Mamą od 1,5 roku i NIE MOGĘ sobie wyobrazić, że nagle mogłoby TEGO WSZYSTKIEGO nie być :-(

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzenko, pozostaje Ci poznać ekstra faceta z przychówkiem;)Zawsze jest jakieś wyjście. Pamiętaj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo Anonimowy dobrze prawi!!! to idealne wyjście z tej sytuacji :) głowa do góry!!!!

      Usuń
    2. też myślę. POnoć "gdy Bóg zamyka drzwi to otwiera okno" :) życzę Ci tej laurki :*

      Usuń
    3. O tym samym pomyślałam. Taką historię przeżyła moja ciocia. Koniec końców wzięła męża z czwórką dzieciaków ;-)

      Usuń
    4. To też dobre wyjście :) Życzę CI nie tylko laurki na dzięn babci ale tej na dzień mamy również, choćby przyszywanej ale mamy :)

      Usuń
  6. Marzeno, rozumiem Cię bardzo dobrze po tym jak mając 28 lat zachorowałam na raka jajnika. Tyle, ze u mnie kastracja była chirurgiczna. Opisałaś wszystko co czułam i czuję. Taki już chyba nasz los. Pocieszamy się, że życie jest najważniejsze mając zaraz potem w myślach "a co z rodziną?". Kiedyś sama myślałam, ze to fanaberia, dziś wiem, ze trudno to zrozumieć jak sie tego nie przeżyło. I to na szczęście. Tymczasem trzymam kciuki i pozdrawiam. kas

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzenko, tak bardzo mi przykro :(
    Jednak trzeba się trzymać się myśli, że będzie dobrze.
    Ja też nie mam szans na dziecko, choć u mnie to nie ze względu na niepłodność, ale na niepełnosprawność, która nawet mi bardzo utrudnia życie.
    Ale życzę Ci powodzenia we wszystkim, cokolwiek zrobisz ze swoim życiem...

    OdpowiedzUsuń
  8. Marzenko a nie myślałaś o zamrożeniu swoich komórek jajowych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe to było przed chemią. Tak mi się wydaje.

      Usuń
  9. Witaj! Też mam romans z chloniakiem. Co dwa tygodnie upijamy się ABVD, później naświetlanie i pewnie usłyszę to samo...brak możliwości urodzenia dziecka. Z jednej strony katastrofa, z drugiej nie ma człowiek dylematu, że musi odejść i zostawić swoje ukochane dziecko. Patrzę na to też od strony dziecka, gdy miałam 10 lat rak zabrał mi tatę i po mimo moich 34 lat nie mogę się z tym pogodzić . Podwójne dylematy spełnić swoje marzenie o posiadaniu dziecka i obarczyć je problemem onkomamy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Onkomamy z onkogenami... Okrutnie to brzmi, ale to samo pomyślałam...

      Usuń
    2. Przy ABVD jest bardzo duża szansa na zachowanie płodności.

      Usuń
    3. Przy ABVD jest minimalna szansa na niepłodność, więc bez przesady. Dodatkowo nie udowodniono, że ziarnica jest dziedziczna.

      Usuń
  10. Nie miałam pojęcia, że nie można mieć onkologicznej przeszłości przy adopcji...

    Marzena... tak bardzo Ci współczuję....
    Nie powinnam się odzywać, cudem zostałam mamą. Tydzień po porodzie okazało się, że mam raka jajnika. Przeszłam 12 kursów chemii, wycięli mi macicę, jajniki. Mam 28 lat, wtedy miałam 25.
    Wierzę wciąż, że wszystko dzieje się po coś i że tak musiało być...

    OdpowiedzUsuń
  11. dziękuję za głos w tej sprawie.
    sama jestem w połowie drogi, pełna nadziei i podszyta lękiem.

    mówią zamrożenie komórek, a czasu pozostawiają na szybką decyzję o podjęciu leczenia. stymulacja hormonalna też go wymaga.

    OdpowiedzUsuń
  12. >>:( a mi przyszlo do glowy inne wyjscie. Sa kobiety, sa kliniki gdzie oddają komorki jajowe, mam kolezankę ktora po wielu iVF skorzystala z takiej-zostala ona zapolodniona nasieniem jej chlopaka, podano wiec jej zarodeczek na wpol jej partnera a na wpol.. w sumie jej -bo zycie owstawalo w niej:) nei mialo znaczenia ze nie genetycznie jej. Wierze ze Tobie tez sie uda!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Marzenko. A myślałaś o swojej mamie, siostrze jeśli je masz. Może one mogłyby Ci podarować to ,,wymarzone życie w postaci komórek na cudowny cud narodzin''? I wszystko byłoby w rodzinie i pokrewne:) Pozdrawiam babcia czwórki dzieci i dwuch malutkich wnuczek:)

    OdpowiedzUsuń
  14. A ja opowiem Wam prawdziwa historie zycia:
    znam dobrze jedna azjatke z Laosu i ona opowiedziala mi, ze u niej w rodzinie jej kuzynka byla bezplodna i tam jest taki zwyczaj, ze jak jej sieotra urodzila z kolei trzecie dziecko, to zaraz po urodzniu podaroala te dziecko swojej bezplodnej siostrzei jej mezowi :)i cala rodzina z tej okazji zrobila wielkie swieto na cala wioske *
    Tam na wsiach wszyszcy mieszkaja razem i dziecko ma duzo cioc, mam..i dzieci wychowuja sie praktycznie razem :)
    Uwazmam to za piekny zwyczaj
    Marzenko rozumiem co czujesz !
    troll

    OdpowiedzUsuń
  15. Marzenko, modle się o Twoje zdrowie. Chociaż się nigdy nie poznałyśmy, czuję się z Tobą "związana" w jakiś sposób. Od kliku lat (bodajże 2 lub 2,5) czytam Twojego bloga. Masz ogromny talent pisarski i jesteś niezmiernie inteligentną dziewczyną. 3mam za Ciebie z całej siły kciuki i wspieram jak mogę.

    Miałam ochotę napisać coś "nieładnego" o mrożeniu pewnych "rzeczy" w lodówce i wymienianiu/odkupowaniu jak na targu z pietruszką, ale sobie podaruję... Po co nakręcać idiotyczne dyskusję..

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeśli marzylas o dzieciach, to bardzo Ci współczuję :( Ja nigdy ich nie chciałam mieć i myśl, że nie będę mogła zmienić zdania i tak mnie lekko przygnębia.
    Wydaje mi się, że znajdziesz rozwiązanie, bo nie ma sytuacji bez wyjścia. Trzymam kciuki, żeby radio zadziałało i żeby ten ch*jek w końcu się od Ciebie odczepił, potem będzie można zająć się innymi tematami!
    Pozdrawiam
    Anuk

    OdpowiedzUsuń
  17. Marzena współczuję, bardzo. Trudno wiecznie wypinać pierś do przodu, skoro w codziennosci wszystko, nawet łeb opada. Ale trzymam, trzymam kciuki. Kobiecość jest w Tobie, nie w Twoich dzieciach które nie przyjdą na świat naturalną drogą, choć może przyjdą tylko nie z Ciebie. Ty jesteś kobietą, to tylko fizyczność, Ty jest cudowną, ciepłą, rozsądną, wrażliwą, mądrą kobietą. To nie hormon taki czy owaki, to nie klon komórek, to Twoja myśl, charakter, uczucia, stanowią o tym kim jesteś. Nie daj rakowi tego zabrac.

    OdpowiedzUsuń
  18. Marzenko, nie przejmuj się teraz jajnikami, jajeczkami, dzieciaczkami. W tym momencie Ty jesteś najważniejsza. Twój umysł nie potrzebuje takich dylematów. Jeszcze przyjdzie na to czas i na pewno znajdziesz na to pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie możesz po prostu polecieć do tego Pana? -> https://youtu.be/Bypxwuk2oGs on leczy chorych dotykiem, mieszka w Nigerii i wystarczy mieć Vise i paszport aby tam się dostać, ewentualnie w UK -> https://emmanueltvuk.wordpress.com/ oni tam używają takiej wody (anoited water) i ona też leczy wszelkie choroby nawet cięższe od twojej. Mniej byś zapłaciła za wycieczkę, niż za te wszystkie leki.
    Co do samych chorób to podstawą zdrowia jest prosty kręgosłup, potem oddychanie , a dopiero później pokarm - to można przeczytać u pana Tombaka i wielu innych znawców tematu.
    Kolejna rzecz, która przynosi śmierć naszej cywilizacji to siedzący tryb życia. Naturalna pozycja do odpoczynku dla człowieka to nie jest siedzenie na krześle, ale -> https://youtu.be/GqfGzbj3iU8 taka pozycja. Także wyrzuć krzesło za okno i naucz się prostować swój kręgosłup (kup twardy materac i mniejszą poduszkę).
    Nie mówię, że to zaraz zdziała nie wiadomo jakie cuda, ale warto leczyć się na każdej płaszczyźnie.
    Na koniec polecam Ci ten przepis na miksturę oczyszczającą z aloesu -> http://portal.bioslone.pl/oczyszczanie/mikstura , oczyszcza ona organizm ze złogów jelitowych, kamieni żółciowych , nerki oraz wątrobę.
    Więcej chyba nie wymyślę, może dorzucę abyś piła dużo wody strukturyzowanej (po odmrożeniu) z dodatkiem cytryny, a wcześniej najlepiej przefiltrowanej odwróconą osmozą, bo kranówka ma dużo syfu.
    Życzę powrotu do zdrowia i pamiętaj wiara czyni cuda. papa

    OdpowiedzUsuń
  20. Marzena, na szczęście nie masz racji :). Można adoptować z przeszłością onkologiczną. Wszystko zależy od konkretnej sytuacji zdrowotnej.
    Kiedyś usłyszałam od mądrej Pani w Ośrodku Adopcyjnym "nie jesteśmy Panem Bogiem", jak Pani lekarz prowadzący jest w stanie wystawić zaświadczenie "brak przeciwskazań do adopcji" nie ma problemu.
    Trzymaj się dzielna dziewczyno :)
    Iwona szczęśliwa mama 2 adoptowanych dzieciaków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Iwono, nie wiem, czy przeczyta Pani mój komentarz, teraz po półtora roku, ale musiałam go znaleźć i napisać Pani- dziękuję :) To co Pani napisała sprawiło, że zaczęłam jeszcze głębiej drążyć i tak, ma Pani rację- można adoptować po przejściach onkologicznych, choć to nie jest łatwe. Dała mi Pani nadzieję, dziękuję :)

      Usuń
    2. trzymam kciuki, będziesz cudowną Mamą

      Usuń
  21. Marzenko, warto się z tym zapoznać:
    http://ulubione.blutu.pl/lekarstwo-raka-nowotwor/

    OdpowiedzUsuń
  22. placze z Toba. Agata

    OdpowiedzUsuń
  23. Teraz mi wstyd za myśli o tym, że chyba nie chcę mieć dzieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dlaczego? Posiadanie dzieci jest bardzo indywidualną decyzją. Nie można ich chcieć z powodu innych niż szczere, niezakłócone niczym pragnienia, a już na pewno nie powinnaś się wstydzić, bo ktoś by chciał, a nie może, a Ty po prostu nie chcesz.

      Pozdrawiam,

      Natalia

      Usuń
    2. Rzadko kiedy zdarza sie tak mądra odpowiedź jak Twoja. Prezcież dziecko każda kobieta "mieć musi" przecież to "marzenie każdej z nas" czyżby na pewno?
      Pozdrawiam Karla

      Usuń
  24. ja dzieci nigdy nie chciałam mieć i nadal mieć nie chcę. ale... że nigdy nic nie wiadomo, to na zaś zamroziłabym swoje komórki jajowe. skoro medycyna daje takie możliwości - można korzystać. dla mnie żadna różnica, czy jakieś komórki poleżą w lodówce, czy co miesiąc umkną z organizmu. a te pierwsze można chociaż spożytkować.

    OdpowiedzUsuń
  25. Czasami życie zaskakuje i to nie tylko negatywnie. Często spotykają nas sytuacje na które nigdy byśmy nie wpadli. Mam nadzieje i tego życzę Ci z całego serca, że kiedyś powiesz swoim wnukom - ej wiecie, myślałam kiedyś, że Was nie będzie.

    Choć się nie znamy i choć znalazłam Cię przypadkowo tutaj w Internecie to mocno trzymam za Ciebie kciuki. Wypoczywaj!

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedyś wpadłam na bloga Jacka Romańczyka, też nie miał szansy na ojcostwo...a jednak cuda się zdarzają ;) PŁYŃ SPOKOJNIE, MARZENA!
    ZU

    OdpowiedzUsuń
  27. Jak brak słów w takich chwilach.....

    OdpowiedzUsuń
  28. Marzena, nie poddawaj się, wierzę że Ci się uda. Trudno znaleźć sens w tym wszystkim, ale potraktuj to jak swoją misję. Piszesz pięknie, dlatego trafiasz do wielu ludzi. Poza tym czuję, że właśnie teraz jesteś na dobrej drodze. Ufaj z całych sił ( Ty wiesz komu��) Poza tym zachęcam do odwiedzenia strony akademiawitalności. Dasz radę!

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie wiesz jeszcze jak ułożą się Twoje rodzinne ścieżki, a może ta druga połowa nie będzie sama, będzie miał już dzieci i pokochasz je najczystszą miłością? Scenariuszy może być wiele :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Jakie to zycie jest niesprawiedliwe i jak ogarnac to wszystko rozumem zeby nie zwariowac.
    Agata.

    OdpowiedzUsuń
  31. Cuda istnieją!
    Moja koleżanka przeszła podobną do Ciebie drogę. Po radioterapii ginekolog wyśmiał jej pytanie o możliwość zajścia w ciążę, a jednak! Sebatian - cudny i zdrowy świętuje właśnie roczek!
    Trzymam za Ciebie kciuki!
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  32. Marzeno, ja również miałam długą przygodę z panem Hodgkinem -chemooporność- różne schematy chemii, przeszczep, radioterapia. Rok po zakończeniu leczenia ośrodek adopcyjny zaprosił nas na kurs dla rodziców adopcyjnych- od roku mamy już kwalifikacje adopcyjną i tylko czekamy na maluszka, więc nawet tacy jak my ( z przeszłością onkologiczną) mają szanse na pełną rodzinę :) A Hodgkin się przestraszył i nie wraca

    OdpowiedzUsuń
  33. Marzena pięknie piszesz! Przeczytałam cały Twój blog w ekspresowym tempie. Też już od paru lat walczę z moją rakelą. Tyle już przetrwałyśmy, że jestem przekonana o tym, że jesteśmy niepokonane!:) uściski!

    OdpowiedzUsuń
  34. Dziś walczymy o życie i ono jest naszym szczęściem. Z czasem przyjdą właściwe decyzje i rozwiązania. Powiem ci szczerze, że trudno mi czasem żyć ze strachem, że moje małe dziecko zostanie samo na tym świecie. Życzę ci niegasnącego uśmiechu i optymizmu.

    OdpowiedzUsuń
  35. http://ulubione.blutu.pl/korzen-mniszka-rak-leczy/ Co Ci szkodzi sprobowac? Skoro medycyna konwencjonalna sobie nie radzi, warto chyba sprobowac innych metod. Na tym blogu w ogole jest sporo ciekawych rzeczy, polecam. Czytalam tez o leczeniu raka soda oczyszczona, wygoogluj sobie, bo jest tego troche. Trzymam mocno za Ciebie kciuki! Bogna.

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja na Twoim miejscu szukalabym konsultacji medycznej za granica.Moze znalazloby sie panstwo i lekarze, ktorzy podjeliby sie leczenia innego od tego co proponuja w Polsce.Najwazniejsza spawa jest usuniecia guza i byc moze sa lekarze na swiecie, ktorzy mogliby tego dokonac.Zbyt wiele bledow popelniono juz Polsce, zaczynajac od lekcewazenia objawow i stawianie diagnozy - nic ci nie jest, bez zadnych badan, co jest norma wsrod lekarzy, wiec moze wyslanie po klinikach swojej dokumentacji chorobowej cos nowego by przynioslo. Usuniecie guza i wtedy podjecie walki o zdrowie mogloby miec duza szanse powodzenia z tego co robilas poprzednio.
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  37. Ja raka nie miałam, próbowalismy i dwóch kresek nie było. Mąż ma dzieci, więc to ja, wiedziałam.Lekarz przepisał zastrzyki, tabletki, powiedział dwurożna macica, bedzie trzeba leżeć ale damy radę. Po kilku miesiącach dwie kreski! Schowałam głęboko, ale potem wyrzuciłam, bo były tylko łzy, mężowi nawet nie powiedziałam. Przeprowadziłam się, zmieniłam lekarza. Przegroda, nawet jakbym w ciążę zaszła to poronię, bo przegroda wielka. Bez operacji szans na ciążę nie ma, operacja nie wchodzi w grę. Tak oto jestem, odwracam wzrok od dzieci, albo udaję silną, że kto by bachora chciał. A serce krwawi. Więc rozumiem chociaż częściowo.

    OdpowiedzUsuń
  38. Wszystkiego Najlepszego Marzenko <3 <3 <3 Napisz cos !!! Napisz, ze jest dobrze <3

    OdpowiedzUsuń
  39. Daj znać, jak jest, proszę.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakąś sprawę, z którą chciałabyś się do mnie zwrócić osobiście, możesz to zrobić pisząc na m.erm@vp.pl