Z ekscytacji nie mogłam zasnąć, do szpitala wchodzę więc
z grubą warstwą podkładu pod oczami. To mój wielki dzień, chwila o której
marzyłam. Ubrałam się więc odświętnie, usta umalowałam karminową szminką.
Dzięki wielu dobrym ludziom, którzy pomogli mi ziścić moje kosztowne marzenie o
zdrowiu, mogę tu dzisiaj być i czekać na pierwszą dawkę leku Adcetris.
Przygotowałam się na to, że przyjdę tu, napoję żyłę
kroplówką i wyjdę. Tylko na moment, w przelocie, jak gość, który wpadł po
drodze na kawę. Na miejscu okazało się, że muszę zostać. Brat, który przyjechał
tu ze mną musi wrócić do domu i spakować mnie na kilkudniowy pobyt. Ja tymczasem wskakuję w szpitalną piżamkę i nie specjalnie cieszy mnie to, że spędzę tu kilka dni.
Wiem, że nie czeka mnie tu nic strasznego, przyjechałam tu w końcu zdrowieć,
nie chorować. Jednak na każdym rogu czyhają na mnie wspomnienia, które powodują, że po
ponownym zapoznaniu się z zapachem szpitala mam ochotę uciec tam, gdzie pieprz
rośnie. To jednak bardzo daleko, jest zimno, a ja mam na sobie tylko piżamę i
klapki, więc rezygnuję z dalekiej podróży.
Przekraczam prób oddziału, a to wystarczający powód, abym odczuła
skutki uboczne chemioterapii, której jeszcze nie przyjęłam: mdli mnie, chce mi
się wymiotować, zaczyna boleć mnie brzuch. Wchodzę na salę, czuję zapach płynów
dezynfekcyjnych, witam się niemrawo z nowymi towarzyszkami spontanicznych
podróży od łóżka do kibelka. Panie ze średnią wieku 70 lat przywitały mnie
uśmiechem- to dobry znak. Widać są jeszcze wystarczająco silne, żeby unosić
kąciki ust.
Woła mnie pielęgniarka na EKG. Rozbieram stanik,
poziomuje ciało na kozetce, cycuszki rozglądają się na boki. Ściągam spodnie.
Mam piękną, bujnie owłosioną sarnią nogę, a to znak, że nadeszła zima. Jak
pijawki zasysają się gumowe bańki aparatury na mojej skórze. Gotowe.
Pielęgniarka wyrwała maszynie papierowy język, który omal nie oblizał podłogi.
Sejsmograf pokazuje, że moje serce nadal dobrze bije i choć osobiście nie
uznaję żadnych form przemocy, o biciu już nie wspominając, głaszczę swoje
serducho w wyrazie uznania.
Wracam na salę. Jest tu jakoś dziwnie. Panie ze sobą
rozmawiają. Tak, to bardzo dziwne, nie wiem tylko czemu. Aha, telewizor nie
działa? Nie działa. Płaski kineskop wisi na ścianie, ale szpitala ponoć nie
stać na dekoder. Telewizor wisi więc jak obraz, a w jego plastikowej ramie
można podziwiać nieruchomą głębię czerni ekranu. Nad wyraz to nieekscytujące. Nie
działa telewizor, pożeracz cennego czasu, marny budowlaniec relacji w
rodzinie, twórca złudnego poczucia bycia blisko świata. Nie działa telewizor, a
to znak, że będzie się działo.
Pani Urszula, Wanda i dwie panie Jadwigi. Emerytki w zaawansowanym
stopniu dojrzałości. Cudowne kobiety, otwarte, radosne, z poczuciem humoru i
dystansem do siebie. Jedna z Jadwig pracowała jako animatorka postaci Misia
Rymcimci i podkładała głos do wielu znanych mi z dzieciństwa bajek. Potrafiła
naśladować głos kilkuletniego dziecka, ale najzabawniejsza była, gdy
naśladowała staruszkę, choć sama miała 74 lata. Zafundowała nam godzinę
szczerego śmiechu. Dzień zaczynała od pomalowania ust na czerwono, odwiedzał ją
bowiem pewien urodziwy lekarz, a wiadomo- krew nie woda. Biedak. Zbyt przystojny, żeby obyło się bez komentarzy, bo jego wyjściu…
Pani Urszula: No piękny lekarz, trzeba przyznać. Mnie
wypada adorować jawnie lekarza, bo jestem już stara. Jakbym miała 50 lat mniej,
to pewnie bym się krępowała, a tak? No a trudno przejść obojętnie wobec takiego
młodego, wyrzeźbionego ciała…
Pani Wanda: To, że jesteśmy stare nie znaczy, że nie
lubimy sobie popatrzeć.
Pani Jadwiga: No bo cóż jest złego w podziwianiu piękna? Mam
artystyczną duszę wrażliwą na takie bodźce estetyczne!- dodała wytwornie
animatorka z wiśniowymi ustami.
Och, cudne te kobiety. Piękne, zadbane, emanowały energią
i seksapilem. Pozwoliły mi zapomnieć o zapachu antybakteryjnego mydła i nawet
mdłości mi przeszły. Uwielbiam starsze panie, tyle w nich mądrości i
szaleństwa. Dużo rozmawiałyśmy o mężczyznach, o kobiecości w chorobie, o
miłości, tej szczęśliwej i tej Nie Był Ciebie Wart. Nie spinałam się, mówiłam swoim
językiem, a kiedy stwierdziłam elokwentnie, że „mam już od tego szpitala fest
zrytą psychikę”, panie przytaknęły mi na znak, że dobrze mnie rozumieją. Była
między nami nić porozumienia. A nawet włóczka.
Od nitki do kłębka i tak minęły mi dni w szpitalu. Tę ważną chwilę, kiedy Adcetris spływał do mych żył, aby zidentyfikować, namierzyć i zniszczyć przeciwnika… przespałam. „Dożyłki” minęły jak z bicza strzelił, a mnie pozostało czekać na kolejne wezwanie w sprawie rozwodowej z powództwa Marzeny Erm przeciwko parszywcowi Chłoniakowi Hodgkina. Chylę przed Wami swe ogromne czoło i dziękuję, że pomagacie mi opłacić płatnego zabójcę nachalnych kochanków. Co ja bym bez Was zrobiła? Psińco- jak powiedziałby Azor.
Od nitki do kłębka i tak minęły mi dni w szpitalu. Tę ważną chwilę, kiedy Adcetris spływał do mych żył, aby zidentyfikować, namierzyć i zniszczyć przeciwnika… przespałam. „Dożyłki” minęły jak z bicza strzelił, a mnie pozostało czekać na kolejne wezwanie w sprawie rozwodowej z powództwa Marzeny Erm przeciwko parszywcowi Chłoniakowi Hodgkina. Chylę przed Wami swe ogromne czoło i dziękuję, że pomagacie mi opłacić płatnego zabójcę nachalnych kochanków. Co ja bym bez Was zrobiła? Psińco- jak powiedziałby Azor.
Filmowy Post Scriptum na dobranoc
Marzenko, naprawdę podziwiam Cię. Masz tyle optymizmu w sobie, że mogłabyś obdarować nim przynajmniej pół świata.
OdpowiedzUsuńZdrowiej jak najszybciej, bo warto :)
Uwielbiam Cię za sposób w jaki się komunikujesz! <3 i nieustająco życzę Wyrolluj skurwiela!!! :*
OdpowiedzUsuńByle do przodu Marzena. Cieszę się ze masz tyle siły w sobie (super kawałek o owlosieniu)
OdpowiedzUsuńOwłosionego to był dość spory kawałek ;))
UsuńPiekniy masz usmiech, a o oczach nie wspomne!
OdpowiedzUsuńPamietam o Tobie...
Serdecznosci
Judyta
Marzena - cudowna, radosna, dzielna, pomysłowa i piękna Kobieta!
OdpowiedzUsuńjedziesz Dziewczyno z tym natrętem!!!!
OdpowiedzUsuń:**********
OdpowiedzUsuńPiękna jesteś i pięknie walczysz! Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńSuper fajna z Ciebie kobieta z pasjami, trzymam kciuki z całych sił, będzie dobrze bo musi.Pozdrawiam gorąco z Norwegii. Wiola
OdpowiedzUsuńJak sie ciesze, ze sie odezwalas - wchodze codziennie i czekam.
OdpowiedzUsuńZYCZE zdrowia - modle sie za Twoje zdrowie i trzymam kciuki
S.P
Trzymam kciuki za Twoje Zycie xxxx
OdpowiedzUsuńMarzenko kochana Trzymaj się.. Ja też obecnie przebywam na oddziale na parterze w CO w Warszawie...
OdpowiedzUsuńW takim razie i Ty się trzymaj :) Zdrowia!
UsuńDziękuję... Ja już prawie mam koniec leczenia.. Podobno guz jest już tak mały, że nie ma co wycinać. Więc się strasznie cieszę:)
UsuńNo to nie tylko trzymam kciuki ale i gratuluję! :))
UsuńJa za Ciebie też trzymam kciuki. I wierzę, że szybko się rozwiedziesz z tym Gadem...
UsuńJestem na dolę i myślę o Tobie skoro ja dostałam takie dobre wiadomości Ty też musisz je dostać...
zazdroszczę Ci wiesz ,nie potrafię nadać swojemu życiu takich barw jakie ma Twoje życie ,cudowna wiadomość o książce ,powodzenia w zdrowieniu .Meg
OdpowiedzUsuńMarzenia, rozwód w toku , jak widzę i niech tego kochasia szlag trafi.Pełna podziwu dla Twojej pięknej duszy , że o ciele nie wspomnę .
OdpowiedzUsuńTo najlepsze wiadomości, jakie można usłyszeć; jesteś cudowną osobą, pelną optymizmu, uśmiechu, piękną i dobrą, myślę o Tobie ciepło; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarzena, dobrze, że jesteś...
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę :D
UsuńOglądając Cię miałam cały czas uśmiech na twarzy:)) takie słoneczka jak Ty powinny dla dobra chorych pracować w Fundacjach - ilość ozdrowieńców gwałtownie by wzrosła:)
OdpowiedzUsuńMarzenka strasznie fajnie Cię znać nawet jeśli tylko wirtualnie:)
Ściskam Agnieszka
Uwielbiam czytać twoje posty. Jesteś taką twardą kobietką, że jakbyśmy wszystkie takie były nikt nie ważył by się nas nazwać słabą płcią. Trzymam kciuki i modle się byś niedługo pokonała przeciwnika i cieszyła się pełnią zdrowia. Przesyłam tysiące buziaków !!
OdpowiedzUsuń