środa, 9 września 2015

Po informacji, że Hogdkin zajął w moim ciele nowe miejsca dostałam od Was mnóstwo wiadomości. Nie wszystkie jeszcze przeczytałam, ale z tych, które mam za sobą płynie mnóstwo pokoju. Waszymi ciepłymi słowami, podpowiedziami, propozycjami pomocy, modlitwą, czyli jednym słowem MIŁOŚCIĄ, udało się Wam zasypać trochę mój dołek. Z płytszego łatwiej się wygramolić.

Walczę od ponad 4 lat i zastanawiam się co jeszcze mogę zrobić? Albo: co robię nie tak? Nieznoszę tego poczucia bezradności. Chciałabym działać, chciałabym znaleźć jeszcze jakieś rozwiązanie. Chciałabym wiedzieć, że mogę zrobić jeszcze to i to, a potem jeszcze tamto i że wtedy będzie szansa, że się uda. Chciałabym wiedzieć, że to ostatni zakręt. Wtedy łatwiej byłoby mi znaleźć w sobie siłę.

Mam na komputerze mnósto otwartych zakładek, wyszukiwarka mieli hasła, szukam, dowiaduje się, męczę się ilością informacji, które muszę zweryfikować. Podsyłacie mi podpowiedzi, co Wam pomogło, co u Was się sprawdziło, gdzie szukać pomocy, jak zaradzić. Dziękuję za to! Niestety mój entuzjazm gasnął, kiedy dochodziłam do informacji "cennik". To jeden z tych momentów, kiedy zamykałam stronę i pocieszam się, że "i tak nie wiem, czy to by coś zmieniło".

Ale
Teraz
Chcę
To
Sprawdzić.

Czy to będzie w porządku jeśli poproszę Was o wsparcie? Gdybyście chcieli dorzucić się na pomoc dla mnie, mogłabym zainwestować te pieniądzę w to, co mi podpowiadacie, w lekarzy, których mi polecacie, w ścieżki terapeutyczne, które się u Was się sprawdziły, w metody, które okazały się skuteczne, w suplementy, które postawiły Was na nogi, nawet gdy były miękkie ze strachu. Jeśli tylko zechcecie.

Fundacja AVALON – Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym
62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Tytuł przelewu: Erm, 4364

Czuję się z tym niekomfortowo. To cholernie trudne prosić o pomoc. Nie chce już robić zbiórek pieniędzy. Nie mam na to siły. Zbiórki były dla mnie jednym z najtrudniejszych momentów leczenia: wystawianie się, proszenie, zawstydzanie. To był ogromny stres. Nie chcę tego powtarzać.

środa, 2 września 2015

Coś mi leży na wątrobie

Odebrałam wyniki tomografii komputerowej... Nie jest dobrze. Nie tylko nie mam remisji po radioterapii, ale mam progresje choroby. Hodgkin przesiadł się z biodra do klatki piersiowej i wątroby. Jest mi strasznie smutno. To dla mnie bardzo trudny czas, ale to nie pierwszy przecież, kiedy muszę zmierzyć się z takim rozwojem sytuacji.

To jest trudne nie tylko dla mnie, moich przyjaciół i rodziny, ale to trudne również dla tych z Was, którzy znacie mnie lepiej lub gorzej, ale czasem widujecie mnie gdzieś w sklepie, czy na drodze i płoszycie się. Chcielibyście podejść, zagadać ale boicie się, zastanawiacie się nad ucieczką. No bo co powiedzieć?

Ja Wam za to chcę coś powiedzieć. Wasz strach jest uzasadniony i NORMALNY. Czy ktoś uczył Was jak rozmawiać na takie trudne tematy z osobą, której one dotyczą? Nie. Czy ktoś uczył mnie, jak rozmawiać o tak trudnych dla mnie sprawach? Nie. Jedno jest pewne- to, że będzie nam trudno JEST NORMALNE.

Przyjaciele. Dla mnie najważniejsze jest to, żebyście traktowali mnie normalnie. Nie bójcie się pytać, co u mnie. Nie bójcie się pytać mnie, jakie mam plany na przyszłość. Mam je, bo wierzę w swoją przyszłość. Nie bójcie się pytać mnie, jak moje zdrowie. Odpowiem Wam. To nie jest nietakt. W kontakcie ze mną nie ma nietaktów i tematów zakazanych. Kiedy pytam, co u Was słychać to nie robię tego z grzeczności. Mnie naprawdę interesuje co u Was słychać! Nie bójcie się opowiadać o swoich planach na przyszłość, o swoim szczęściu, rodzinie, dzieciach, o swojej radości i spokoju. Wszystko, co dobrego dzieje się w Waszym życiu mnie rówież cieszy! Chciejcie dzielić się swoim szczęściem ze mną! Ja chętnie podziele się swoim. Jestem chora, ale nie nieszczęśliwa! Nie bójcie się, że Wasze szczęście mnie unieszczęśliwi, że wzbudzi zazdrość i żal. Nie!

Przyjaciele. Jesli macie problemy, mówicie mi o nich, tak jak zawsze mówiliście. Nie myślcie, że mam większe problemy na głowie, niż czyiś posypany związek, przedłużający się remont, czy chamski szef. Racja. Rak to większy problem niż chamski szef, ale czy dzielić się problamami możemy tylko z tymi osobami, które mają problemy podobnego kalibru? Ja, prócz raka, mam też inne bolączki. Ot na przykład pomalowałam starannie pazokcie i odcisnęła mi się na nich poduszka. Szlag by to!

Jeśli widzicie mnie na drodzę i zdaje się Wam, że mam smutna twarz, nie bójcie się podejść, nie zakładajcie, że zapewne myślę o śmierci i chce zostać z tym sama. Może myślę, a może właśnie odkryłam, że sukienka, którą sobie kupiłam była tańsza w sklepie obok? A moze chce mi się tak strasznie siku, że myślę tylko o tym, żeby wyrósł przede mną krzak? Nie dowiecie się jak nie spytacie. A ja powiem Wam prawdę.

Nie umieram, ale żyję. Żyję w całej okazałości: cierpię i cieszę się, czuję się bezradna i przenoszę góry, boję się i skaczę na głęboką wodę. Te antagonizmy żyją we mnie. Teraz cierpię i boję się o swoje życie, ale pewnie za jakiś czas wsiądę na rower i będę bać się, że powietrze zejdzie mi z opon. Armatni kaliber problemów miesza się z powagą kalibru wiatrówki. Doprawdy- nie myślę ciągle o raku.

Za kciuki, wspierające słowa, a przede wszystkim modlitwę- dzięki! To wszystko mnie uspokaja.

Jesli chcecie poprawić mi nastrój możecie wysłać mi jakiegoś najsuchszego suchara, coś iście żenującego, żart najniższych lotów. To mnie bawi!