wtorek, 9 kwietnia 2019

Odczuwam zwyczajność

Usiadłam pomiędzy młodym mężczyzną z wenflonem w przedramieniu, a panią z trzęsącymi się w starej dłoni dokumentami i ładnie wyczesaną, puszystą peruką na głowie. Zwróciłam swoją buzię do starszej buzi i zadałam parę pytań okolicznościowych: kto ostatni do, czy już przyjmuje, czy wołają? Parę też nie zadałam: czy pani się boi, czy dobrze się czuje, czy wie, że pięknie wygląda?

W poczekalni jest półmrok. Nie ma tu okien, szpital oszczędza na prądzie, świeci się więc co trzecia jarzeniówka. Twarze ludzi wydają się przez to ukryte, zaciemnione jakby celowo, ażeby zanadto wrażliwy obserwator nie mógł spojrzeć na opadające kąciki ust z naprzeciwka i uznać, że siedzi przed nim smutny człowiek, podczas gdy tam siedzi po prostu człowiek z opadającymi kącikami ust. Przyglądam się twarzom ludzi siedzących w poczekalni i widzę twarze ludzi siedzących w poczekalni. Widzę w twarzach posiadaczy twarzy ich twarze, a nie swoją. Zdaje się, że to dlatego, że nie cierpię. Kiedy nie cierpię patrzę na innych bez skłonności do zauważania swojego smutku w ich oczach. I ta trzęsąca się stara dłoń pani obok wydaje się po prostu trzęsącą się ze starości dłonią, a nie dłonią trzęsącą się z ogromnego napięcia, które mam.

Poczekalnia, którą kiedyś przejechałam na wózku inwalidzkim wstydząc się swojej szlafrokowatości, stała się tą, przez którą teraz żwawo przechodzę w adidasach. Toaleta, której przekraczałam progi, aby móc swobodnie się rozpłakać i pomodlić o to, żeby nie przekroczyć progów swojej wytrzymałości stała się tą, do której idę, bo chce mi się siku. Poczekalnia znów jest poczekalnią, nie torem dla wózka. Toaleta znów jest toaletą, nie kaplicą dla zrozpaczonych. Miejsca odzyskały swoją prawowitą tożsamość, którą dla nich zaplanowano.

Rzeczywistość, która była traumatyczna została oswojona. Jestem zdrowa już od dłuższego czasu. Przyjmuję to spokojnie, już bez entuzjazmu, który następował po długim oczekiwaniu na zwycięstwo. Wyszłam z kontrolnej wizyty lekarskiej na stabilnych i silnych nogach zbudowanych z masy kostno-mięśniowej. Nogi z waty poszły w niepamięć, a to bardzo daleko.