sobota, 21 stycznia 2012

Usty egzamin zdany

Wracam do domu z nowymi wieściami. Będzie chemia, dużo chemii. Już powoli jestem w stanie bez zająknięcie powiedzieć- mam raka. Ćwiczyłam przed lustrem. Całkiem nieźle mi szło, nawet się uśmiechałam i wymyśliłam, co od razu po tym mówić, żeby nie sprowokować niezręcznej ciszy, w której ktoś się będzie musiał odnaleźć i zareagować, nie wiedząc jak. Muszę przejąć dowodzenie. Przećwiczyłam na znajomych, dziadkach, wujkach, przyjaciołach. Tak, całkiem nieźle mi szło.

Z nowymi umiejętnościami komunikacyjnymi pojechałam na uczelnie, musiałam załatwić Indywidualną Organizację Studiów, zebrać podpisy wykładowców. Długo tu nie wrócę, więc muszę się sprężyć. Wystroiłam się jak na bal. Gdy źle się czuję, barwniej się ubieram i staranniej maluję- to jak wyglądam wpływa na to, jak się czuję, więc zawsze dbam o tę sferę komfortu. A im lepiej wyglądam, tym jestem mniej przekonująca, że jestem ciężko chora. I dobrze.

Na uczelnie zawiozła mnie mama, bo byłam już zbyt słaba, żeby jechać sama samochodem o autobusie już nie wspomnę. Kaszel tak mnie męczył, że miałam zakwasy na brzuchu, był tak intensywny, że nie dążyłam z czerpaniem tchu. Mamę zostawiłam na holu uczelni chcąc sama wszystko załatwić. Dziwnie się czułam po trzymiesięcznej tu nieobecności. Czułam niepokój przed spotkaniem tylu znajomych mi ludzi- był to dla mnie egzamin z moich nowych umiejętności komunikacyjnych a ja zawsze egzaminów się boję.

Poszło mi zręcznie, nie było niezręcznie, duch zdał egzamin z pogody.

Zaliczenie schodów na poddasze, gdzie dyżurowali wykładowcy było dla mnie sportem ekstremalnym, byłam jednak dzielna i starałam się tylko jedną ręką podciągać na poręczy. Na poddaszu 5 min odpoczynku. Jednak na myśl o kolejnych „egzaminach” serce dobijało do żeber. Pierwszy, drugi, trzeci gabinet, egzamin z „to tylko rak” zdany. Czułam jednak, że zanosi się na kolejny atak kaszlu, już mnie ściskało w klatce piersiowej, szukam łazienki. Kaszlę 5 minut zalana potem, brak mi tchu, wymiotuje, jakaś pani pyta, czy potrzebuje pomocy. Moje siły na dziś zostały wyczerpane, wracam do domu. Ekipa przyjaciół z uczelni załatwiła za mnie resztę spraw. Mogę odetchnąć.

2 komentarze:

  1. Trzymam za Ciebie kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że stosujemy podobną metodę, gdy mamy do przekazania złe wieści. W obawie na reakcję otoczenia, z uwagi na troskę ich uczuc, i poczucie winy jakie te złe wiadomości w nas budzą, umniejszamy znaczenia danej wiadomości, naszych uczuc z nią związanych i udajemy, że nie jest tak źle i dajemy radę bez problemu. Zalewamy człowieka dodatkowym strumieniem informacji by szybko nie dotarło do niego TO. Powtórzę, jesteś niepokonana:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli masz jakąś sprawę, z którą chciałabyś się do mnie zwrócić osobiście, możesz to zrobić pisząc na m.erm@vp.pl